Wiele z Was wie, że moja droga do Puszczy Knyszyńskiej, projektu “Las w Nas” oraz szeroko rozumianego powrotu do natury w moim codziennym życiu prowadzi przez Hawaje.

Dzisiaj chcę się z Wami podzielić tym, czego nauczyłam się od Hawajczyków. Zrobię to na podstawie pięciu koncepcji kulturowych, a mianowicie:

1. Aloha ʻāina
2. Mālama ʻāina
3. Kupuna
4. Kuleana
5. Pono

Mówię „koncepcji”, a nie „słów” czy „wyrażeń”, ponieważ jeśli chodzi o wieloznaczeniowość pojedynczych słów i poziom skomplikowania idei, które za nimi stoją, język hawajski jest dużo bardziej złożony niż polski czy angielski.

Koncepcje te nadały nowe ramy mojemu sposobowi poruszania się w świecie i spojrzenia na to, jakie jest moje w nim miejsce. Od razu zaznaczę, że poniższe opisy są moją interpretacją tego, co widziałam i usłyszałam od Hawajczyków.

ALOHA ‘ĀINA – MIŁOŚĆ DO ZIEMI

Zacznijmy więc od początku, czyli od aloha ‘āina. Aloha ‘āina dosłownie oznacza miłość do ziemi i jest to koncepcja bardzo głęboko zakorzeniona w tożsamości Hawajczyków. Mimo 125 lat nielegalnej okupacji ze strony Stanów Zjednoczonych oraz niemal całkowitej utraty swojej tożsamości kulturowej, religijnej i politycznej, Hawajczycy nigdy nie utracili kontaktu z ziemią.

Aloha ‘āina nie jest czymś abstrakcyjnym ani traktowanym lekką ręką. Ma wyraz w niemalże każdym aspekcie kultury hawajskiej, od języka, przez taniec i rękodzieło, po mitologię i religię. Wyrażenia i przysłowia hawajskie czerpią z obserwacji przyrody, ruchy tańca hula odwzorowują naturę (od powiewu liści na wietrze, przez fale oceanu, po kwiaty, ptaki i palmy), śpiewu uczy się, a później ćwiczy głos, m.in. z falami oceanu (dosłownie, stojąc na plaży).

Nasze (europejskie, zachodnie, katolickie) rozumienie świętości, czy świątyni, jest nierozerwalnie związane z jakąś budowlą: kościołem, katedrą, bazyliką czy chociażby kapliczką. Dla Hawajczyków święte są góry, tak jak święte są rzeki i doliny. A miejsc świętych, tak samo jak u nas, nie bezcześcimy, nie zatruwamy, nie niszczymy. Tylko o ile my nie robimy tego z kościołami i innymi budynkami sakralnymi, o tyle oni nie robią tego ze środowiskiem naturalnym.

Historycznie Hawajczycy, w przeciwieństwie do przedstawicieli naszego kręgu kulturowego, a podobnie innym narodom, które nazywamy „rdzennymi”, nie uznawali idei własności ziemi. Nie rozumieli „białej” koncepcji jej zakupu czy sprzedaży. Według Hawajczyków nie jesteśmy panami ziemi, ani nie jesteśmy tu po to, by czynić ją sobie poddaną. Człowiek przynależy do ziemi, nie odwrotnie.

Sami siebie nazywają Keiki o ka ‘āina, dziećmi ziemi.

MĀLAMA ‘ĀINA – DBANIE O ZIEMIĘ

Bezpośrednio z tej relacji i aloha ‘āina, czyli omówionej przed chwilą miłości do ziemi, wynika kolejna koncepcja: mālama ‘āina. Mālama oznacza dbać, troszczyć się, opiekować. Mālama ‘āina jest więc troską o ziemię. Troską, która z jednej strony wyraża podziękowanie za wszystkie dary, które daje nam natura, a z drugiej strony zapewnia, że nasze kolejne pokolenia będą miały przynajmniej tyle samo zasobów, co my.

Koncepcja zrównoważonej troski o środowisko i zasoby naturalne wiąże się nie tylko z hawajską filozofią, ale i z rzeczywistością życia na wulkanicznych wyspach pośrodku oceanu. Archipelag hawajski leży kilka tysięcy kilometrów od najbliższego stałego lądu i gdyby jego mieszkańcy nie wypracowali mechanizmów, pozwalających na mądre gospodarowanie tym, co daje im natura, nie byliby w stanie przetrwać półtora tysiąca lat w odcięciu od reszty świata.

W zrównoważonym współżyciu z naturą nie chodzi o zaprzestanie czerpania z tego, co mamy dookoła, ale o relację polegającą na wzajemności, opartą na szacunku i zrozumieniu procesów rządzących przyrodą.

Bierzemy i brać nie przestaniemy, musimy więc odpowiedzialnie dawać z siebie:

– nie niszczyć tego, co przetrwało w (prawie) niezmienionej formie,
– zasiać lub posadzić od nowa to, co zetniemy,
– dawać ekosystemom czas na regenerację,
– przy produkcji potrzebnych nam rzeczy nie wypuszczać do wody, gleby i powietrza substancji, które im (a przez przedłużenie nam) szkodzą,
– dbać o to, co rodzi natura i nie marnotrawić,
– nieustannie obserwować procesy zachodzące w środowisku i edukować się w tym temacie, żeby móc podejmować mądre, przemyślane i odpowiedzialne decyzje.

KUPUNA

Kupunę można by przetłumaczyć jako dziadków czy starszych, ale za słowem tym stoi dużo szersza idea. Kupuna to ci, którzy są mądrzejsi od nas, którzy dzielą się z nami swoim doświadczeniem. To ci, od których chcemy i możemy się uczyć. Kupuną będą wspomniani już dziadkowie, ciocie czy wujkowie, ale i nasi przodkowie.

Nie wiem, czy kiedykolwiek zastanawialiście się nad tym, jakie bogactwo wiedzy i mądrości jest dla nas dostępne dzięki ludziom, którzy żyli dwa, dziesięć, sto pokoleń temu. No bo skąd wiemy, jak uprawiać ogródek? Które zioła stosować przy konkretnych problemach zdrowotnych? Jak pozyskiwać ryż czy pszenicę? Jak budować, tworzyć, malować? Obecnie uznajemy takie rzeczy za oczywiste, ale nie byłyby takie, gdyby nie pokolenia naszych przodków, które metodą prób i błędów dochodziły do tego, nad czym my się teraz nawet nie zastanawiamy.

Szacunek do starszych i bardziej doświadczonych od nas jest oczywiście obecny praktycznie w każdej kulturze, naszej też. Jest jednak jedna zasadnicza różnica między nami a Hawajczykami: naszą kupuną, naszymi przodkami, są wg Hawajczyków nie tylko ludzie, ale i rośliny oraz zwierzęta. Jak kiedyś usłyszałam od jednego ze znajomych: Nie przypadkiem człowiek pojawił się na ziemi jako jeden z ostatnich. Gdyby nie wszystkie organizmy, które wykształciły się przed naszym nadejściem, nie bylibyśmy w stanie przeżyć. 

Idea bezpośredniego związku rodzinnego między człowiekiem i światem roślin wyrażona jest już w hawajskim micie o narodzinach pierwszego człowieka. Bogini Ho’ohokulani zaszła w ciążę z bogiem Wākea i urodziła dziecko, było ono jednak martwe. Nadano mu imię Haloa, owinięto w tradycyjny materiał kapa, włożono do kosza wyplecionego z liści drzewa hala i zakopano. W miejscu pochówku wyrosła nowa roślina, którą nazwano kalo. Miała długie, gibkie łodygi i duże liście w kształcie serca.

Z czasem Ho’ohokulani ponownie zaszła w ciążę, tym razem rodząc silnego, zdrowego chłopca, któremu również nadano imię Haloa. Pierwszy syn, Haloa Naka, który przerodził się w roślinę kalo, jest starszym bratem drugiego Haloa, czyli pierwszego Hawajczyka. Dlatego należy mu się szacunek i opieka. 1 Kalo pełni bardzo ważną rolę w hawajskiej kulturze, a jej bulwa, taro, jest jednym z najważniejszych składników tradycyjnej diety.

Podobnie jak przodkom i starszyźnie, roślinom, które nas karmią, również należy się szacunek i opieka.

magda bebenek kupuna hawaje na drzewie blisko natury

KULEANA – PRZYWILEJ I OBOWIĄZEK ZARAZEM

Wyraz kuleana jest bardzo często tłumaczone jako obowiązek, ale jego znaczenie dalece wychodzi poza takie zrozumienie. Po pierwsze, kuleana odnosi się do naszej osobistej odpowiedzialności – względem siebie oraz względem innych ludzi i społeczności, w której żyjemy (niezależnie od tego, czy kogoś znamy, czy nie). Po drugie, kuleana odnosi się do odpowiedzialności grupowej względem tego, co nas otacza.

Jednak kuleana to nie tylko obowiązek, to również przywilej.

Dbanie o środowisko naturalne, o rośliny, zwierzęta, minerały i żywioły jest obowiązkiem człowieka. Równocześnie móc dbać o tych, których kochamy oraz o to, co daje nam życie, jest naszym ogromnym przywilejem.

Działa to też w drugą stronę: nasze przywileje niosą za sobą obowiązki. W tym miejscu chcę podać trzy przykłady tego, jak koncepcja ta pomogła mi na nowo zrozumieć i nazwać wiele z działań, które podejmowałam w moim prywatnym życiu.

1. Gdy osiem lat temu zaczęłam podróżować po świecie, irytowało mnie to, że moi rodzice chcieli, żebym się do nich codziennie odzywała. W końcu nie po to wyjechałam w świat, żeby ktoś mnie tam monitorował, nie? Pamiętam jak stałam przed piramidami w Egipcie i przyszła do mnie myśl, że moja mama marzyła o tym, żeby je zobaczyć i tak się nigdy nie stało. Ja za to do nich dotarłam.

I nagle pomyślałam o tym, że nie byłoby to możliwe, gdyby nie wszystkie możliwości, które stworzyli mi rodzice, m.in. to, że zainwestowali w posyłanie mnie na zajęcia języka angielskiego. Gdyby nie lekcje pobierane od najmłodszych lat, jako nastolatka nie zaczęłabym go uczyć, a jako świeżo upieczona absolwentka nie miałabym środków na to, żeby latać po świecie, zamiast siedzieć w pracy. Poczułam ogromną wdzięczność do moich rodziców i zrozumiałam, że w pewien sposób teraz mogę stać się ich oczami na świat – dzielić się z nimi miejscami, ludźmi i historiami, których sami nigdy nie doświadczą. W tamtym momencie zupełnie inaczej spojrzałam na obowiązek kontaktowania się z nimi w trakcie wyjazdów. Zaczęłam to traktować jako moją kuleanę, mimo iż nie znałam wtedy takiego słowa.

Oczywiście nie zaczęłam nagle odzywać się do rodziców z zegarkiem w ręku, ale wyprowadzając się dwa i pół miesiąca później do Bombaju zaczęłam prowadzić bloga, dzięki któremu mogli być na bieżąco z tym, co się u mnie działo. W stosunkowo niedługim czasie zaczęłam dostawać informacje zwrotne od bliższych i dalszych znajomych, a także nieznajomych – pisali, że moje przygody i przemyślenia dodają im odwagi, informowali mnie o konkretnych marzeniach, które sami zaczęli realizować m.in. pod wpływem moich relacji.

2. Poczucie – niezwykle radosnego i dającego spełnienie- obowiązku dzielenia się tym, czego doświadczyłam i nauczyłam się w trakcie podróży (które miałam przywilej odbywać), było podwaliną do napisania i wydania moich książek. Czułam bardzo głęboką potrzebę przekazania młodszym2 ode mnie pozytywnych wzorców kobiet, które mają odwagę żyć po swojemu. Napisałam książkę, którą sama chciałabym przeczytać będąc nastolatką, z nadzieją, że czytelniczki uwierzą w siebie i swoje marzenia szybciej niż ja. Przekazanie zdobytej wiedzy i pokazanie sylwetek niesamowitych, inspirujących kobiet z całego kraju odczuwałam jako moją kuleanę.

3. Tak samo traktuję obecnie m.in. świadomą konsumpcję i mówienie o niej. Świadomie konsumując wypełniam moją kuleanę w stosunku do:

  • siebie samej (korzystam z produktów, które są dla mnie zdrowe)
  • wytwórców (wspieram tych, którzy świadomie produkują)
  • i reszty środowiska naturalnego (konsumuję tak, żeby jak najmniej szkodzić oraz wspierać troskę o nie).

O tym, że dobrze byłoby kupować jak najwięcej ekologicznie i odpowiedzialnie produkowanych rzeczy (jedzenia, kosmetyków, odzieży, przedmiotów użytku codziennego itp.) wiedziałam od lat. Zbierałam się do tego jednak dość długo (w większym niż sporadyczne zakupy wymiarze), bo np. uważałam to za zbyt drogie jak na moje możliwości lub nie znałam alternatyw dla tego, jak funkcjonowałam do tej pory. Poza tym postrzegałam produkty ekologiczne za robiące dobrze tylko mnie, a skoro kupowanie ich (lub nie) wpływało tylko na mnie, to najczęściej odpuszczałam.

Kiedy jednak zobaczyłam to w szerszym kontekście i poczułam, że moje decyzje mają nie tylko doraźny i bezpośredni wpływ na mnie, ale również długofalowy i bezpośredni wpływ na innych oraz środowisko naturalne, wszystko się pozmieniało. Nagle świadoma konsumpcja nie była już zachcianką czy dodatkiem do mojego codziennego życia, a stała się jedną z jego podwalin.

Dodatkowo zaczęłam sobie zdawać sprawę z tego, jak dużym przywilejem jest to, że w ogóle mam świadomość tych kwestii i mogę w ten sposób konsumować. Gdyby nie moje podróże, gdyby nie spotkania z niesamowitymi ludźmi, gdyby nie to, że nigdy nie weszłam na ścieżkę korporacyjnej kariery czy to, że nie mam jeszcze dzieci, bardzo możliwe, że nie miałabym czasu, możliwości, sił czy przestrzeni na to, żeby zagłębiać się w podobne tematy.

Sam fakt tego, że nie żyję na kredycie czy z potomstwem na utrzymaniu za minimalną krajową i to, że – w przeciwieństwie do tak wielu osób w Polsce i na świecie – nie boję się o to, z czego zapłacę rachunki lub jak wykarmić rodzinę, sprawia, że jestem w bardzo uprzywilejowanej sytuacji.

Nie można wymagać, by wszyscy konsumowali tak samo, by wszyscy wydawali kilka złotych więcej na zakup organicznej marchewki. Jednak warto mieć świadomość tego, że jeśli nas na to stać i będziemy to robić, to prędzej czy później doprowadzimy do sytuacji, w której organiczne jedzenie czy przedmioty powstające w zrównoważony sposób staną się normą również dla tych, których teraz na to nie stać. I właśnie m.in. to uważam za swój obowiązek i ogromny przywilej zarazem, moją kuleanę.

PONO

Pono to ostatnie słowo, które chcę Wam dzisiaj opisać. Można by je przetłumaczyć jako: sprawiedliwy, zrównoważony, dobry, poprawny, moralny, szczery, odpowiedzialny, słuszny. Czasem też przybiera znaczenie zdrowego, harmonijnego, pełnowartościowego, zbilansowanego. Jest to jedna z najważniejszych hawajskich koncepcji kulturowych i duchowych.

W życiu osobistym, zawodowym, społecznym i duchowym należy dążyć do tego, by zachowywać się pono. Zawsze na trzech poziomach: ze sobą, z innymi, ze środowiskiem naturalnym. Kiedy żyjemy i działamy pono, wszystko jest w równowadze.

Co to dla mnie oznacza?

Wykorzystywać zasoby: czas, talenty, doświadczenia, kontakty i finanse do tego, żeby wspierać to, co dobre. Sprawiedliwe. Odpowiedzialne. Zdrowe. Moralne. Zrównoważone. Czy mówimy o konsumpcji, o budowaniu relacji, o pracy nad sobą czy zawodowej, dążę do tego, żeby być pono.

Myślę, że nie do przecenienia jest podkreślenie, że E ola pono – życiu w szacunku i harmonii ze wszystkimi i wszystkim, co nas otacza – chodzi o wprowadzanie balansu i równowagi. Sama mam zapędy do ekstremizmu i postrzegania świata w sposób zero-jedynkowy, ale to nikomu nie służy. Ani mnie, ani współpracy z innymi, ani osiąganiu celów, które są dla mnie ważne.

Cały czas uczę się, że wszystko jest dla ludzi i dla wszystkiego jest miejsce – tak długo, jak pozostaje w balansie z całą resztą. Czasem odnoszę w tym sukcesy, czasem sromotne porażki… Ale to też jakaś równowaga. W życiu jest przecież miejsce i na zwycięstwa, i przegrane, na momenty szczęścia oraz bólu i rozpaczy. Jedno nie istnieje bez drugiego, a nie doświadczając któregokolwiek z nich, nie doświadczamy prawdziwego życia. Oszukujemy się lub zagłuszamy to, co nieodzownie ludzkie.

Oglądałam ostatnio wystąpienie RedWolf Pope, chłopaka, który protestował w Standing Rock przeciwko budowie NDAPL (North Dakota Access Pipeline) na TEDxSeattle. Jeśli nie słyszeliście o tych protestach, to ogromnie Wam polecam o nich poczytać i/lub obejrzeć jego wystąpienie (tu), a póki co chciałabym Wam przytoczyć jedną rzecz, którą tam powiedział. Bardzo ze mną została i pomogła mi jeszcze lepiej zdefiniować sobie, co oznacza pono w praktyce.

„Na świecie są i światło, i ciemność, a my staramy się żyć w balansie między nimi. Niezależnie od tego, czy pójdziemy prosto w światło, czy prosto w ciemność, oślepniemy.”

Wierzę, że to, co robimy i jak żyjemy musi być dogłębnie przemyślane, oparte na konkretnej wiedzy oraz kierowane sercem i empatią. Nie agresją, wprowadzaniem konfliktów, wzajemnym się oskarżaniem czy tworzeniem podziałów „my” vs. „oni”. Równocześnie jednak nie chodzi o wzajemne sobie słodzenie, nie wymaganie od siebie odpowiedzialności czy spójności osobistej, albo bycie „pozytywnym” 24/7.

Czasem zdarza się, że się w czymś zakręcam i wtedy przypominam sobie: „Magda, pamiętaj, ma być pono”. Każdorazowo pomaga mi to złapać dystans i przypomnieć sobie: ani w jedną, ani w drugą stronę – w równowadze.

pololu valley kokos coconut tree magda bebenek hawaje hawaii

Podsumowując: to, co dzięki pobytowi na Hawajach uważam obecnie za prawdziwą ekologię i bliskość z naturą, tak na poziomie materialnym, jak i duchowym to:

Kochać to, co daje nam życie.
aloha ‘āina

Dbać o to z szacunkiem i zrozumieniem.
mālama ‘āina

Znać swoje miejsce w świecie i uczyć się od mądrzejszych od nas: tak ludzi, jak i reszty świata przyrody.
kupuna

Docenić to, jak wielkim przywilejem jest obowiązek życia tak, żeby umacniać balans i harmonię: ze sobą samym, z innymi i ze środowiskiem naturalnym.
kuleana

Żyć w sposób prawy, sprawiedliwy, zrównoważony.
pono

A co Ty uważasz o opisanych powyżej koncepcjach?
Przemawiają do Ciebie, wywołują jakieś refleksje?
A może się z nimi nie zgadzasz lub nie rozumiesz podobnego podejścia?

 

 

  1. Opis całej historii znajdziecie m.in. tu.
  2. W moim początkowym zamyśle książka „Polka potrafi. Zostań bohaterką własnego życia!” skierowana była do maturzystek i studentek, jednak z racji narzędzi, których używałam do jej promocji docierała głównie do osób starszych ode mnie.

Wskakuj na newsletter, żeby nie przegapić kolejnych artykułów:

* Zapisując się do newslettera, wyrażasz zgodę na przesyłanie Ci informacji o nowych tekstach, projektach, produktach i usługach. Zgodę możesz wycofać w każdej chwili, a szczegóły związane z przetwarzaniem Twoich danych osobowych znajdziesz w polityce prywatności.

Share on FacebookTweet about this on TwitterGoogle+