O traumach, procesie zdrowienia, samorozwoju i wszystkim pomiędzy piszę i opowiadam od wielu lat. Jednak dopiero w 2021 roku, trafiwszy na edukację dotyczącą funkcjonowania naszego autonomicznego układu nerwowego i rozpocząwszy własną podróż do jego regulacji na poziomie fizjologii mojego ciała, zaczęłam tak naprawdę rozumieć, czym jest trauma, gdzie mieszka i – co najważniejsze – jak ją uzdrowić.

„Trauma” jest słowem, którego używamy obecnie bardzo często. Z jednej strony – super! Oznacza to, że w końcu coraz więcej z nas ma świadomość tego, że nasze wyzwania  – zdrowotne, relacyjne, duchowe, społeczne, ekologiczne, polityczne – nie biorą się znikąd. Z drugiej strony – czasem bywa to dezorientujące, ponieważ definicji traum jest wiele i, w zależności od modalności i rodzaju terapii, patrzymy na nią, jej symptomy i potencjalny sposób leczenia z bardzo różnych miejsc.

Nie wszystkie metodologie pracy z traumą (na poziomie ciała, umysłu i/lub duszy) są tak samo skuteczne. Ba, wiele z nich nie jest oparta na dogłębnej wiedzy o fizjologicznych procesach zachodzących w naszym ciele, a to właśnie one opowiadają historię naszego życia – i naszych traum – i to w nich leży klucz do naszego zdrowia i dobrobytu.

Dodatkowo wyróżniamy kilka rodzajów traum i narzędzia, które mogą być niezwykle skuteczne w przypadku pracy z traumą szokową (czyli np. wypadkiem samochodowym) niekoniecznie takie będą, gdy pragniemy uleczyć traumy zaniedbania czy przemocy z dzieciństwa. Podobnie, jeśli dana osoba doświadczała chronicznego stresu i poczucia zagrożenia od najmłodszych lat (a często już w życiu płodowym), czasem używanie narzędzi rozwiniętych do pracy z traumą szokową może być nie tylko nieskuteczne, ale w niektórych przypadkach wręcz przekraczające i traumatyzujące.

Nasze układy nerwowe i wszystkie inne powiązane z nimi części naszego ciała są pięknymi i skomplikowanymi ekosystemami. Jako takie wymagają przemyślanego, zróżnicowanego i obejmującego całość naszych doświadczeń podejścia – bez uproszczeń, „hacków” i dróg na skróty. Pierwszy krok na drodze długotrwałej i dogłębnej renegocjacji oraz integracji traumatycznych doświadczeń z przeszłości? Edukacja.

Dlatego w tym i kolejnych tekstach będziemy w małych dawkach omawiali podstawy tzw. Nowej Traumatologii, co pomoże nam zrozumieć niezwykłość, mądrość i wielowymiarowość naszych ciał (a co za tym idzie dusz i umysłów) oraz doświadczeń, które są naszym udziałem. Po kolei więc:

CZYM JEST TRAUMA?

Aby odpowiedzieć na to pytanie, zacznijmy od końca: czym trauma nie jest?

Trauma nie jest chorobą.
Trauma nie jest dysfunkcją w naszym mózgu.
Trauma nie jest rzadkim doświadczeniem wymagającym ekstremalnych sytuacji i kontekstów.
Trauma nie jest nieodwracalnym wyrokiem niewygodnych i/lub szkodliwych dla nas symptomów.

Często mówimy o traumie uznając, że stanowią o niej zewnętrzne czynniki, jednak kluczowym jest zrozumienie, że trauma jest zjawiskiem fizjologicznym, wewnętrzną reakcją naszego organizmu na coś, czego w danym momencie nie jest w stanie sprocesować. Jedną z najprostszych i najbardziej klarownych definicji traumy, jakie usłyszałam jest:

Za dużo.
Za szybko.
Zbyt wcześnie.
Bez wystarczającego wsparcia

Oznacza to, że takie samo doświadczenie może być dla nas traumatyczne, gdy mamy trzy lata i zupełnie neutralne, gdy mamy lat trzynaście. Oznacza to, że w zależności od naszych wcześniejszych doświadczeń i tego, w jaki sposób nasz układ nerwowy nauczył się funkcjonować, dane doświadczenie może być traumatyzujące dla mnie i zupełnie neutralne (lub wręcz pozytywne) dla osoby, która w nim ze mną współuczestniczy. Trauma nie leży w tym, co nam się przydarza, ale w tym, w jaki sposób nasz system przetwarza i integruje – lub nie – dane doświadczenie.

Moja mentorka i nauczycielka, Irene Lyon, często nazywa traumę „rozregulowaniem autonomicznego układu nerwowego” (autonomic nervous system dysregulation), a to z kolei powiązane jest ze „zmagazynowanym stresem przetrwania” (stored survival stress) wskazując na jej bardzo konkretny, fizjologiczny aspekt. Gdy nasz system wyczuwa zagrożenie, realne lub wyobrażone (co ważne), w naszym organizmie dochodzi do kaskady reakcji neurochemicznych, które „przeprowadzają” nas przez kolejne reakcje przetrwania. Jeśli nie jesteśmy się w stanie obronić (reakcja walki, fight) ani uciec (reakcja ucieczki, flight), nasz system przechodzi w stan odcięcia (reakcja zamrożenia, freeze), który na poziomie fizjologii jest równoznaczny z przygotowaniem na śmierć.

Jeśli dorastamy w środowiskach, które nasze rozwijające się układy nerwowe interpretują jako niebezpieczne (z powodu m.in. bezpośrednio lub pośrednio doświadczanej przemocy, zaniedbań, chronicznego stresu, depresji czy niedojrzałości emocjonalnej rodziców i/lub podstawowych opiekunów), nigdy tak naprawdę nie doświadczamy fizjologicznego poczucia bezpieczeństwa. To z kolei oznacza, że nie mamy okazji nauczyć się samoregulacji i zdrowego, organicznego procesu przetwarzania i integrowania stresujących doświadczeń. To, czego ciało nie jest w stanie zintegrować, zostaje niejako uwięzione w naszym systemie, a kolejne ładunki energetyczne, emocje, odruchy i odczucia zaczynają się w nim kumulować – stąd pojęcie zmagazynowanego stresu przetrwania.

Wiąże się to z drugą definicją traumy, która do mnie bardzo przemawia: trauma to nieumiejętność bycia w tu i teraz.

Jak pisze Peter Levine w książce „Trauma i pamięć”:

„Każda z tych [traumatycznych] sytuacji stanowi szok dla organizmu i może zachwiać biologiczną, psychologiczną i społeczną równowagą człowieka, a wspomnienie wydarzenia może przyćmić wszystkie inne doświadczenia i uniemożliwiać docenianie tego, co dzieje się tu i teraz (..). Trauma szokuje mózg, ogłusza umysł i zamraża ciało. Przytłacza swoje ofiary i wrzuca w bezmiar grozy, bezradności i rozpaczy.”

Im więcej zmagazynowanego stresu przetrwania „nosimy” w naszych ciałach, tym trudniej jest nam być obecnymi w teraźniejszości; tym mniej adekwatne są nasze reakcje na rzeczywistość; tym większym wyzwaniem jest rozpoznawanie tego, co (i kto) jest dla nas bezpieczne; tym ciężej nam stawiać granice czy podążać za głosem intuicji i głębokich pragnień (o ile w ogóle mamy z nimi kontakt). Tym większe prawdopodobieństwo nawarstwiania się na siebie kolejnych i kolejnych traumatycznych doświadczeń.

Jednak traumy możemy doświadczyć również wtedy, gdy dorastaliśmy w domu, w którym oboje rodzice są emocjonalnie dojrzałymi, stabilnymi i bezpiecznymi opiekunami, którzy w wymagany przez nas (aka ludzką i ssaczą biologię) sposób dostrajają się do naszych potrzeb. Szkoła, gabinet dentystyczny, grupa rówieśnicza – szczególnie jako dzieci, we wszystkich tych przestrzeniach możemy znaleźć się w sytuacjach przytłaczających nasz rozwijający się układ nerwowy. Dodatkowo trzeba wspomnieć o traumach szokowych, których możemy doświadczyć za sprawą m.in. inwazyjnych procedur medycznych (również tych, które ratują nam życie), wypadków, katastrof naturalnych czy konfliktów zbrojnych.

Każda rzecz, której nasz system nie jest w stanie organicznie przetworzyć, wyrazić i zintegrować, może zapisać się w naszym ciele jako trauma. Z czasem obciążenie jakie wywołuje cały zmagazynowany przez nas ładunek energii przetrwania zaczyna objawiać się chorobami oraz kryzysami zdrowia psychicznego.

Kathy Kain, twórczyni modalności Somatic Practice, definiuje traumę jako:

„Złe rzeczy, które przydarzają się ludziom. Rzeczy, które są naprawdę przerażające i przytłaczające, co do których w danym momencie czujemy, że niemożliwe będzie poradzenie sobie z nimi lub wydobrzenie po nich. To rzeczy, które mimo upływu czasu nadal na nas oddziałują, te, których nie udało nam się zaleczyć.”

Mówiąc o tych „naprawdę przerażających i przytłaczających” rzeczach warto mieć na uwadze słowa Stevena Terrella, specjalisty ds. traumy rozwojowej i wczesnodziecięcej (oraz mojego nauczyciela somatycznej terapii traumy Transforming Touch®):

„Kiedy myślimy o bezpieczeństwie, myślimy o nim z pozycji osoby dorosłej. Ale bezpieczeństwo z punktu widzenia dziecka to zupełnie inna sprawa.

Nie jest ważne, czy dziecko [lub dorosły] pamięta dane wydarzenie, ciało je pamięta. Ciało nigdy nie zapomina, nosi w sobie zapis wszystkiego, co nam się kiedykolwiek przydarzyło. Jeśli ciało coś sobie przypomina, dziecko [lub dorosły] będzie na to reagować.”

Trauma nie żyje w przeszłych doświadczeniach – i ich wspomnieniach lub historiach, które nosimy w sobie na ich temat. Jest obecna w naszych bieżących reakcjach fizjologicznych, które pojawiają się na skutek zmagazynowanego stresu przetrwania, wynikającego z przytłaczających doświadczeń z przeszłości.

W efekcie możemy odczuwać neutralne lub pozytywne sytuacje jako zagrożenie życia i, na przykład, doświadczać stanów czy ataków lękowych, gdy obiektywnie nie jesteśmy w żadnym niebezpieczeństwie. Niezależnie od tego, ile razy usłyszmy „nic się nie dzieje” i „jesteś bezpiecznx”, nie wpłynie to na zmianę naszych fizycznych odczuć, o ile nie dojdzie do zmiany w naszej fizjologii.

Rozumieć ideę bezpieczeństwa kognitywnie, a czuć ją na poziomie somatycznym – ciała – to kompletnie odmienne kwestie. Dlatego właśnie przy wychodzeniu z traumy tak ważna jest praca bezpośrednio na poziomie naszego układu nerwowego, biorąc pod uwagę złożoność zachodzących w nim procesów i tego, w jaki sposób wpływają one na nasze codzienne doświadczanie rzeczywistości.

Do następnego razu!
Magda

Wskakuj na newsletter, żeby nie przegapić kolejnych artykułów:

* Zapisując się do newslettera, wyrażasz zgodę na przesyłanie Ci informacji o nowych tekstach, projektach, produktach i usługach. Zgodę możesz wycofać w każdej chwili, a szczegóły związane z przetwarzaniem Twoich danych osobowych znajdziesz w polityce prywatności.

Share on FacebookTweet about this on TwitterGoogle+