Jak nasza fizjologia wpływa na nasze relacje? Gdzie leży granica między zdrowym przywiązaniem, a współuzależnieniem? Jakie są analogie w pracy z układem nerwowym między rodzicielstwem a dorosłymi relacjami romantycznymi? Jak na to wszystko wpływa trauma?

Mam dla Was dzisiaj nową rozmowę, w której odpowiadamy na powyższe pytania – i znacznie więcej!

Moimi gośćmi są Irene i Seth Lyon, terapeuci somatyczni i eksperci do spraw dogłębnej regulacji autonomicznego układu nerwowego, a także małżeństwo z kilkunastoletnim stażem, których możecie kojarzyć z wcześniejszych wywiadów (tu o podstawach dogłębnej regulacji układu nerwowego, tu o bezpiecznej pracy somatycznej z traumą online, a tu o medytacji i duchowości z punktu widzenia regulacji układu nerwowego).

Tym razem dowiecie się m.in.:

  • co wiedza i praktyka regulacji układu nerwowego wnoszą do dobrostanu naszego związku
  • w jaki sposób nasze doświadczenia z rodzicami i podstawowymi opiekunami wyznaczają tory naszych dorosłych relacji romantycznych
  • jak nasze traumy i wzorce przywiązania uzupełniają się i wzajemnie odpalają z naszymi partnerami.

Odpowiadamy też na kilka Waszych pytań i podkreślamy wagę, a często konieczność, sięgnięcia po terapię par, aby stworzyć zdrowy, zrównoważony i satysfakcjonujący związek.

Wszystko to w oparciu zarówno o teorię, jak i przykłady wzięte z życia moich rozmówców i ich klientów na przestrzeni lat.

Możecie obejrzeć wywiad z polskimi napisami lub poniżej przeczytać jego transkrypcję.

Smacznego!

Magda: No to zaczynamy! Jest wielu nauczycieli, metod, kursów i terapii relacji, wy nic z tego nie oferujecie. Co waszym zdaniem sprawia, że jesteście kompetentni, by rozmawiać o związkach?

Irene: Zacznę od analogii. Nie mamy też kursu dla rodziców, prawda? A jednak słyszymy od uczestników SBSM, SmartBody SmartMind®, którzy są rodzicami – niektórych znasz, będąc częścią grupy mojego mentoringu profesjonalnego Scientuitive Practitioner Track (SPT) – że SBSM był tą rzeczą, która faktycznie nauczyła ich, jak naprawdę być rodzicami i jak być z dziećmi z miejsca prawdziwej regulacji. Nawet jeśli mają dorosłe dzieci, SBSM zmieniło ich relacje z nimi. W naszym mentoringu mamy też kilka kobiet, które są w ciąży, super jest to wszystko obserwować.

A jednak nie nazywamy tego, co robimy, kursem rodzicielstwa. Myślę, że sprowadza się to do kluczowego założenia, w moich oczach faktu, że nasz autonomiczny układ nerwowy tak wiele reguluje w naszym ciele i jest częścią tego, co tworzy relacje.
Częściowo to on odpowiada  u niemowląt za potrzebę koregulacji i bycia ze swoim opiekunem. Rodzice zauważają, że gdy wystarczająco dobrze ogarniają temat regulacji autonomicznej, lub najlepiej, jak to tylko możliwe, rodzicielstwo staje się po prostu łatwiejsze. Nie oznacza to, że nie są zmęczeni czy wyczerpani, ale wszystko staje się łatwiejsze.

Myślę, że w związkach jest podobnie, ponieważ część fizjologii naszego systemu nerwowego dotyczy zaangażowania społecznego i bycia w relacji. Jeśli więc mamy zakłócenia i brak regulacji w autonomicznym układzie nerwowym, ze wszystkich znanych nam powodów, będzie nam bardzo trudno być w zdrowiej relacji nie tylko z inną osobą, ale z samymi sobą. Można powiedzieć, że nie uczymy o relacjach, ale uczymy jak być zdrowszymi ludźmi. A kiedy ludzie są zdrowsi, szukają zdrowszych relacji i wychodzą z tych, które są toksyczne. To byłby początek mojej odpowiedzi na to pytanie.

Nie prowadzimy terapii par czy rodziny, ale wiele osób chodzi do różnych terapeutów, aby poradzić sobie z problemami na poziomie mentalnym i nic nie pomaga, dopóki nie zajmą się układem nerwowym.

Seth: Pełna zgoda. Nasza praca polega przede wszystkim na budowaniu relacji z samymi sobą. Myślę, że wiele naszych zmagań w relacjach z innymi wynika z faktu, że nasza relacja z samymi sobą nie jest dobra. Gdy ludzie doświadczają traumy, internalizują wiele informacji, a traumy te zwyklezadziewają się w relacji, często z ich głównymi opiekunami. My natomiast bardzo dobrze wiemy, jak z tym pracować.

Zasadniczo nasze związki romantyczne są odzwierciedleniem naszych relacji z rodzicami. A przynajmniej tak się zadziewa, gdy nasze traumy są nieuzdrowione. Kiedy jesteśmy dorośli, nasi partnerzy pełnią funkcję głównego obiektu przywiązania, naszej podstawowej relacji. Chodzi więc o ten pierwotny obiekt przywiązania [opiekuna] i sposób, w jaki jesteśmy z nim w relacji. A jeśli doznawaliśmy zranień, dorastając z naszymi opiekunami, będą one następnie odtwarzane w związkach w dorosłym życiu. Uleczenie ran doznanych z pierwotnymi opiekunami jest fundamentalną częścią zmiany sposobu, w jaki budujemy relacje jako dorośli, szczególnie z naszymi partnerami romantycznymi.

M: Kolejna warstwa jest taka, że opowiadacie o tym temacie nie tylko jako terapeuci, którzy widzą zmiany w życiu swoich klientów, ale również jako wieloletnie małżeństwo.

S: Tak. Przeszliśmy przez wiele z tych rzeczy (śmiech).

I: Chcesz poznać niektóre historie? (śmiech)

M: Jasne, zamieniam się w słuch! Czym chcecie się podzielić?

Oczywiście, nie chodzi mi o to, żeby prać wasze brudy, ale… Kiedy się poznaliście, Irene skończyła już szkolenie Somatic Experiencing® (SE), a ty, Seth, od lat wykonywałeś pracę duchową, szamańską i emocjonalną. Spotkaliście się i co się zadziało? A także, jak się to zmieniało na przestrzeni waszego związku, gdy każde z was pracowało nad własną regulacją, co, jak zakładam, zwiększało pojemność i regulację przestrzeni waszego związku?

I: Jest tego dużo. Chcesz zacząć?

S: Jasne.

Kiedy Irene mnie poznała, mieszkałem w lesie, w małym ośrodku z gorącymi źródłami, który był całkowicie odizolowany w Lesie Narodowym Willamette w stanie Oregon, w USA. Byłem tam wtedy od około czterech lat. Łącznie, z przerwami, mieszkałem tam przez około siedem lat. W zasadzie to myślałem, że już tam zostanę, ponieważ stworzyłem sobie bardzo bezpieczną przestrzeń.

A ponieważ, jak mówisz, wykonywałem już pracę duchową i emocjonalną, było mi względnie zdrowo, dobrze i stabilnie w tej bańce, którą sobie zbudowałem. Było to jednak bardzo kontrolowane doświadczenie. Do tego momentu nie wykonałem żadnej faktycznej pracy z traumą. Nie miałem prawdziwej regulacji. Musiałem zbudować sobie tę zewnętrzną bańkę, która pomogła mi stworzyć fałszywe poczucie regulacji, co zrozumiałem dopiero później.

Powiedziałbym więc, że na początkowych etapach naszego związku, pod wieloma względami Irene była o wiele bardziej uregulowana i poinformowana niż ja. I to zdecydowanie stanowiło sedno wczesnych wyzwań, konfliktów i sposobów, w jakie reagowałem na zwykłe bycie w świecie. Klasyczną historią jest parkometr przy plaży…

I: O mój Boże. Znasz tę historię?

M: Słyszałam o niej, ale nie znam jej całej.

I: Musisz ją opowiedzieć.

S: To było na samym początku, kiedy szukaliśmy domu w Vancouver. Poszliśmy do parku, bardzo blisko miejsca, w którym ostatecznie kupiliśmy dom. Mieliśmy iść na spacer, ale musieliśmy zapłacić za parking, pewnie jakiegoś dolara. A ja straciłem panowanie nad sobą. Byłem oburzony. „System próbuje zmiażdżyć moją duszę! Babilon, precz z Babilonem!” Wszystko to wynikało z mojej traumy i reaktywności na autorytet. Zapłacenie dolara za parkowanie to nic wielkiego, ale naprawdę pobudziło mój system.

I: Dolar to całkiem tanio jak na Vancouver.

S: Tak, zdecydowanie.

Jest to więc doskonały przykład tego, jak mała, codzienna rzecz wprawiała mój system w pobudzenie. Irene patrzyła się tylko: Co tu się dzieje? Przecież płacimy tylko za parking. I było wiele takich rzeczy wiązanych z pracą, pieniędzmi, byciem profesjonalistą, wnoszeniem wkładu finansowego i życiem w mieście. Na początku było więc wiele rzeczy, w których musiałem stanąć na wysokości zadania, ale Irene miała również własne zmagania i były sposoby, w jakie to ja opiekowałem się nią na początku. Chcesz o tym opowiedzieć?

I: Żeby dać wam kontekst, kiedy poznałam Setha w tym ośrodku, dopiero co wracałam po zakończeniu szkolenia SE. Brałam udział w treningu z Peterem Levinem, w trakcie którego demonstrował na mnie pracę z traumą chirurgiczną i anestezjologiczną. Kompletnie nie zdawałam sobie wtedy sprawy z tego, jak wiele wciąż znajdowało się w moim systemie. Nie miałam zielonego pojęcia, ile miałam zmagazynowanych traum i jak funkcjonalnie zamrożona byłam.

I w trakcie jazdy wzdłuż północno-zachodniego wybrzeża Pacyfiku, z Kalifornii do Kolumbii Brytyjskiej, dosłownie, i nie przesadzam, patrzyłam, jak na mojej skórze eksplodują wysypki. Byłam przerażona. Zastanawiałam się, co się dzieje. Zatrzymałam się więc w miejscu, gdzie pracował Seth. Nie wydarzyło się między nami nic romantycznego, ale zaczęliśmy rozmawiać. Zaiskrzyło, a ja pojechałam dalej. W dużym skrócie, zdobyłam jego namiary, nawiązaliśmy kontakt i miesiąc czy kilka później byliśmy razem.

W trakcie przysięgi małżeńskiej przyrzekamy bycie ze sobą w zdrowiu i chorobie. Zawsze żartujemy, że pierwsze pięć lat naszego małżeństwa to ja w chorobie. Na najgorszym etapie Seth musiał być ze mną w domu, słuchając moich krzyków i płaczu, ponieważ tak bardzo cierpiałam, choćby tylko biorąc prysznic. Dosłownie sączyło się ze mnie z oparzeń skóry.

Nie mogliśmy spać w tym samym łóżku, bo czułam się niekomfortowo. Nie było nawet mowy, żebym była zainteresowana jakąkolwiek intymnością, ponieważ nie mogłam nawet dotknąć własnej skóry. Dużo więc było na barkach Setha. Dosłownie był moim opiekunem, gotował, sprzątał, robił wszystko. Na szczęście mieliśmy zasoby finansowe, dzięki którym nie musiałam pracować w pełnym wymiarze godzin, ponieważ nie byłoby to możliwe. Taki był nasz początek.

Wydaje mi się, że gdy zaczęłam się trochę uspokajać, a Seth był mniej w trybie przetrwania opiekując się mną, jego rzeczy coraz częściej zaczęły pojawiać się na powierzchni.

S: Absolutnie.

I: Kawałek o zarabianiu pieniędzy i konieczności pracy, był w większości jednostronny, to ja musiałam naprawdę naciskać na Setha. Myślę, że wiele par nie wie, jak to zrobić. I to właśnie tutaj dochodzi do walki, ponieważ z naszego doświadczenia, czasami jeden z partnerów jest trochę bardziej zaawansowany pod pewnymi względami i, zabrzmi to szalenie, ale musi czasem dojść do ultimatum. „Jeśli nie wymyślisz, jak zarabiać pieniądze, to nie zadziała.” „Jeśli nie popracujesz nad xyz, jeśli nie uzdrowisz tego uzależnienia, nasz związek nie będzie dla mnie działać.” Wiele osób nie chce odbyć tej trudnej rozmowy, ponieważ nie chcą konfliktu i nie chcą zostać sami.

Z jakiegoś powodu nie bałam się samotności. Wiedziałam jedynie, że nie mogę w tym żyć. Nasza relacja nie była toksyczna, Seth nigdy nie był przemocowy, ale byłam już w innym małżeństwie, które też nie było przemocowe, ale w którym nie byliśmy dobrze dopasowani. Wiedziałam, że nigdy więcej tego nie powtórzę. I chociaż dorastając nie miałam idealnego wzorca relacji, moi rodzice nie byli wobec siebie agresywni i zawsze jakoś znajdowali rozwiązania, a następnego dnia budzili się i szli do pracy. Nigdy też nie byli wobec mnie niemili.

Wiedziałam więc po prostu, że tak w tym nie zostanę. Seth musiał dostrzec i ogarnąć wiele rzeczy, i robił to z lekką nutą: „Wal się, nie chcę tego robić”. Ostatecznie jednak wszystko sprowadza się do pytania, czy chcę pozostać w danym związku. Jeśli odpowiedź brzmi „tak”, to musisz zagłębić się we własne rany. I zazwyczaj jedna osoba ma więcej do zrobienia niż druga, przynajmniej z mojego doświadczenia.

S: Lub dzieje się to na zmianę.

I: Dokładnie.

S: Tak właśnie było z nami.

Kolejną ważną kwestią jest to, że gdy znajdziesz się w sytuacji, w której jedna osoba rzuca wyzwanie drugiej w sposób, który sprawi, że związek przetrwa i będzie lepiej funkcjonować, nadal musi być w to zgodzie z tym, nad czym ta osoba chce pracować. Gdyby Irene stawiała przede mną wszystkie te wyzwania, a ja tak naprawdę byłbym na nie i nie chciał tego robić, to bylibyśmy w sytuacji, w której staramy się zbawić partnera. Próbujemy ich naprawić, a oni tak naprawdę tego nie chcą i to jest toksyczne. Jednakże to, jak chciałem ewoluować, zmieniać się i rozwijać, były całkowicie zgodne z tym, co widziała Irene i co w jej postrzeganiu musiało się we mnie zmienić i rozwinąć. I wiedziałem o tym, dlatego byłem całkowicie otwarty. Może nie całkowicie – jak mówiła, sprzeciwiałem się…

I: Nie było aż tak łatwo (śmiech).

S: Tak, nie było to łatwe, ale z czasem nauczyłem się postępować zgodnie z instrukcjami (śmiech).

Wciąż mogą pojawiać się między nami różne rzeczy, choćby wczoraj na siłowni. Irene ma wykształcenie w zakresie fizjologii ćwiczeń, więc wie, jak wygląda naprawdę dobra postawa. Ja wciąż uczę się niektórych z tych rzeczy. Regularnie trenuję z ciężarami, a nadal są rzeczy, które Irene może u mnie poprawić. Jednak ze względu na moją historię, gdy dorastając byłem nieustannie krytykowany, wciąż mogę mieć mały przebłysk oporu. Mimo to jej słucham i robię, co radzi.

I: Nie zawsze jestem miła. Może i jestem miła, ale mówię wprost: jak tak dalej pójdzie, to spieprzysz sobie plecy. Często zrobię nagranie wideo…

S: …żeby pokazać: Spójrz. Widzisz? Robisz to.

I: Rozchodzi się o coś, o czym rozmawialiśmy ostatnio w SPT, o świadomość kinestetyczną. Jeśli ktoś nie ma świadomości kinestetycznej swojego szkieletu w przestrzeni, naprawdę nie będzie wiedzieć, że jest w złej pozycji. Widzę więc, jak Seth podnosi ciężary i słyszę, jak jego kręgosłup rozpada się od środka. Mówię więc: stop!

Jeśli więc o mnie chodzi, na początku mówię sobie: „Okej, spokojnie”, ale potem przychodzi moment, w którym muszę coś powiedzieć, ponieważ nie mogę znieść tego, że będzie na siłowni, podnosząc coraz większe ciężary w złej pozycji. To jak mikrokosmos innych rzeczy, które partnerzy widzą w sobie nawzajem. Myślę, że otwarcie się na to wymaga prawdziwej odwagi. I, jak powiedział Seth, pewności, czy chcesz być z tą osobą i czy wiesz, że ona chce być z tobą? Jeśli tak, to musisz nauczyć się przyjmować i akceptować krytykę.

Podzielę się pewną historią sprzed lat. Znajoma, z którą nie mam już kontaktu, coraz bardziej tyła. Myślałam wtedy, że nie jest dobrze, a po jakimś czasie straciłam kontakt z tą grupą ludzi. Lata później, znajomy z tego grona powiedział mi: „O rany, w ich domu są kłopoty, ponieważ mąż jej powiedział, że już go nie pociąga, bo za dużo przytyła.” I wszystkie jej znajome się wkurzyały: „Jak on śmiał to powiedzieć?!” Moja reakcja? Chciałabym, żeby Seth mi powiedział, że się zatracam. Gdyby tak było z nim, powiedziałbym: „Hej, musisz o siebie dbać.” I, oczywiście, nadal bym go kochała, tak jak on kochał mnie, kiedy byłam pokryty wysypkami. Ale kiedy zdrowie jest ważną częścią naszego życia, są rzeczy, na które myślę, że trzeba móc zwracać sobie wzajemnie uwagę, zwłaszcza jeśli ktoś nie jest czegoś świadomy. I nie jest to atak na ich duszę. To po prostu komunikat: „Hej, przyjrzyj się temu.”

Ale jeśli ta osoba sama ze sobą nie czuje się komfortowo, powie: „Pieprz się, mogę robić, co chcę. Mogę jeść, ile chcę, nie zamierzam nic zmieniać.” I tu właśnie wchodzimy w przestrzeń pogardy. Pojawia się szydercza energia: „Och, znowu je chipsy, znowu to lub tamto.” To tak lądujemy w toksyczności i trudno się z niej wydostać, gdy oboje nie patrzymy w tym samym kierunku.

S: Tak. I to naprawdę przemawia za potrzebą, przynajmniej na pewnym poziomie, dopasowania do siebie pod kątem zrozumienia, co ze sobą robimy. Jeśli mamy wiele nieuleczonych ran z relacji z rodzicami, szczególnie u obojga, ale nawet jeśli tylko u jednej osoby, możemy wchodzić w liczne konflikty. Gdy ktoś próbuje udzielić nam krytycznej informacji zwrotnej:  „Hej, naprawdę powinieneś to poprawić”, może to natychmiast przywołać wspomnienie ojca, który mówił, że jesteśmy bezwartościowi. Może być nam więc trudno to słyszeć. Z drugiej strony, czasami jedna z osób może rozgrywać swoje własne wzorce, na przykład mając potrzebę krytykowania, ponieważ sama była kontrolowana. Jeśli więc żadna z osób nie pracuje nad tym, w jaki sposób została zraniona w relacji ze swoimi rodzicami, związki są pełne walki i konfliktów, w których zasadniczo ciągle odgrywamy tę samą dynamikę. I to się nazywa trauma bonding – każda osoba odgrywa rolę swojego oprawcy z przeszłości.

Równocześnie może to być doprawdy niezwykle uzdrawiające, jeśli obie osoby rozpoznają, że wzajemnie aktywują w sobie te wzorce. Może to być wspaniała okazja, aby przez to przejść, dostać wsparcie i przepracować to, co nas odpala. Być może to dobre miejsce, aby przejść do koncepcji bodźców odpalających (triggers) i z nimi co robić, ponieważ jest to podstawą uczenia się, jak poruszać się po tych lepkich  miejscach, jeśli chcemy je uzdrowić. 

Ale zanim do tego przejdziemy, chciałem dodać jeszcze jeden element na temat koncepcji dopasowania. Kiedy Irene i ja się poznaliśmy, tak, była iskra, ta romantyczna reakcja, która mówi: „Uuu!”, ale powiedziałbym, że nawet silniejsze było połączenie między naszymi umysłami i duszami. Oboje byliśmy zainteresowani tymi samymi rzeczami: rozwojem człowieka, zgłębianiem świadomości, poprawą zdrowia, leczeniem traumy. Podchodziliśmy do tego na różne sposoby, ale oboje interesowaliśmy się tym, co robimy na tej planecie. Byliśmy więc dopasowani w tym, na czym nam zależało i jaki był nasz cel. I myślę, że to jest klej, który naprawdę może przenieść parę przez tetrudne, skaliste czasy. Może umocnić wewnętrzny hart ducha, aby akceptować krytykę i informacje zwrotne, uświadomić sobie, że jesteście po tej samej stronie i że chcecie się ze sobą rozwijać.

I: Myślę, że jedną z kluczowych różnic między nami było to, że sama nie zaczęłam pracy z SE dlatego, że myślałam, że mam jakąkolwiek traumę do uleczenia.

S: Racja.

I: Prawdziwa historia (śmiech).

Zrobiłam to pod kątem klientów, z którymi pracowałam metodą Feldenkraisa. Seth ma więc rację, jeśli chodzi o teraz, ale w tamtym czasie z dużym dystansem podchodziłam do idei potrzeby mojej własnej głębszej pracy nad sobą. Nie sądziłam, że cokolwiek mnie odpala, ani że doświadczyłam traumy wczesnodziecięcej, ponieważ byłam bardzo funkcjonalna. Tak więc moja praca była mniej związana z rzeczami, nad którymi Seth musiał pracować ze zdrowiem i reaktywnością, a bardziej z tym, by czuć się w porządku w połączeniu w relacji. Miałam podejście: „Dam sobie radę, nikogo nie potrzebuję”, ponieważ tak właśnie zostałam wychowana, na super hiper niezależną. Bez rodzeństwa, ciotek, wujków w okolicy. W jakiś sposób nadal miałam pewien stopień bezpiecznego stylu przywiązania, jednak brakowało mi niuansów. I to było coś, co musiałam kultywować ja i co zmieniłam.

Ponownie więc, zaczęliśmy z Sethem w tym samym miejscu, ale potem musieliśmy przejść do różnych obszarów i stref naszego własnego uzdrawiania. Jeśli chodzi np. o fizyczność, Seth musiał poprawić swoją kondycję, a ja musiałam trochę odpuścić i robić mniej.

S: W czym ja byłem dobrze wyszkolony (śmiech).

W ten sposób naprawdę dobrze się uzupełnialiśmy. Tak, Irene naciskała na mnie, abym był w lepszej formie, a ja na nią, żeby tyle nie pracowała. Spokojnie, nie musisz codziennie tyle robić.

I: Problemy skórne też mnie do tego zmusiły. Pod koniec tych trzech lat praktycznie nie miałam masy mięśniowej, ponieważ nie mogłam się ruszać. Zmusiło mnie to do nie robienia niczego. Potem, gdy się odbudowałam, moje ciało było zupełnie inne, wszystko było inne. Nie mogłam już cisnąć tak samo, jak w wieku 20 czy 30 lat. I wciąż nad tym pracuję. Nadal jest to frustrujące, ale myślę, że jestem już w tym dużo lepsza. Mam świadomość, że mam się całkiem dobrze i muszę po prostu znacznie mniej robić. W ten sposób wzajemnie się uzupełnialiśmy. Oczywiście każda para będzie miała swoją własną historię.

Nie wiem, jak ludzie żyją w związku, kiedy nie mają tego wspólnego horyzontu, gdy patrzą w przyszłość. Ale wiem, że wiele osób myśli, że związki po prostu są małostkowe i pełne ciągłych kłótni, ponieważ nie wiedzą, że istnieje inny sposób niż to, co znają z domu. Dramat ich systemu rodzinnego jest po prostu normalny.

S: Tak. Trzymanie tajemnic przed sobą nawzajem.

I: O rany, tak.

S: To jest znormalizowane. Nie dzielenie się intymnością na wielu poziomach. Bycie przerażonymi, że trzeba załatwić się przy swoim partnerze. Napisałem cały artykuł na ten temat. Jest tak wiele sposobów, w jakie dysfunkcja jest znormalizowana, że ludzie mogą nawet nie pomyśleć, że coś jest problematyczne, że być może jest inny sposób.

M: Może więc przechodząc do znormalizowanej dysfunkcji, wspomniałeś o odpalaniu się i chęci zgłębienia tego tematu. Wydaje mi się, że często myślimy, że takie po prostu są związki, tym właśnie jest komunikacja. I dla wielu z nas tak właśnie jest, ale tak być nie musi, a może i nawet w optymalnej sytuacji nie powinno.

Nie wiem, czy to również część waszej historii, ale w jaki sposób możemy zdefiniować i rozpakować „odpalenie”? A także, jak może się to zmieniać wraz ze wzrostem naszej pojemności i regulacji?

S: Chcesz, żebym zaczął?

I: Ja zacznę, ty możesz dokończyć.

Sama lubię słowo „aktywacja”. „Czuję aktywację” jest bardziej zgodne z soczewką fizjologii układu nerwowego. Mój układ współczulny wchodzi  w aktywację, żeby z tobą walczyć, albo wyjdę z pokoju, żeby przed tobą uciec, albo po prostu się zamknę i powiem, że wszystko jest w porządku, nawet jeśli w środku jestem wściekła. Tak więc sposób, w jaki się odpalamy, w jaki wchodzimy w aktywację, jest bardzo zniuansowany i nie zawsze wygląda na wysokoenergetyczny. Jak wspomniałam, może wyglądać tak, że się po prostu zamknę i zamilknę i nie powiem ci, że jestem wściekła.

Kiedy zaczynasz dostrzegać te niuanse w ludziach, myślisz: wow, ta osoba naprawdę wchodzi w reakcję zamrożenia i wyłączenia. Rzecz w tym – może ty się do tego ustosunkujesz, Seth – że nie wiem, jak para mogłaby to rozgryźć, jeśli aktywnie nie uczą się o swoim autonomicznym układzie nerwowym.

S: Nie sądzę, by było to możliwe.

I: Myślę więc, że wracamy tu do pytania o to, że nie jesteśmy ekspertami od związków, a jednak słyszałam wiele historii o ludziach chodzących na psychoterapię, w której nic nie posuwa się do przodu. Nie wykonują żadnej pracy na tym autonomicznym poziomie. Po prostu rozmawiają o problemach, co do niczego nie doprowadzi. I to są pary, które chodzą na terapię co tydzień przez cholerne 20 lat. Nic się nie zmienia.

Nie wiem. Czy można bezpiecznie założyć, że nie da się pracować nad tymi rzeczami, jeśli nie ruszymy tematu układu nerwowego?

S: Myślę, że tak.

Myślę, że istnieje pewien poziom świadomości, który można osiągnąć dzięki inteligencji emocjonalnej bez konieczności zrozumienia głębszych elementów fizjologicznych. I być może w tym tkwi różnica między „odpaleniem” a „aktywacją”.
„Odpalenie” to bardziej niezdarne określenie, które zasadniczo oznacza, że to, jak teraz reaguję emocjonalnie nie dotyczy teraźniejszości, chodzi o przeszłość. Aktywacja fizjologii przetrwania jest znacznie dokładniejszym i bardziej zniuansowany terminem, który przemawia za tym, jak przydatne może być posiadanie tej samoświadomości. Ponieważ tak naprawdę nie chodzi o emocje. Emocje są napędzane przez bardziej fundamentalny poziom stanu układu nerwowego.

Jeśli wejdziesz w zamrożenie, to prawdopodobnie staniesz się naprawdę mały i niewiele będziesz czuć, a może wejdziesz w reakcję przymilania się albo próbę udobruchania drugiej osoby. Albo wpadasz w reakcję walki, naprawdę się wkurzasz, chcesz trzasnąć drzwiami, wybiec lub krzyczeć na partnera. To jest współczulny układ nerwowy. Myślę, że można zacząć być tego świadomym na poziomie emocjonalnym, ale naprawdę pomocne jest zrozumienie bardziej podstawowego stanu fizjologicznego, który jest zarządzany przez układ nerwowy. Pomaga to widzieć rzeczy z odpowiedniej perspektywy.

I: I tu przechodzimy do pytania, które ktoś ci podesłał: gdzie leży złoty środek, gdy jedna osoba jest w pełni zanurzona w tej wiedzy i zrozumieniu, a druga osoba nie tylko nie ma o tym pojęcia, ale też nie jest zainteresowana? To wtedy mamy problem.

S: Myślę, że jeśli istnieje jakiś złoty środek, pytanie brzmiało, o ile dobrze pamiętam: „Co w sytuacji, gdy jeden partner wykonuje pracę nad regulacją układu nerwowego, a drugi nie? Jak wygląda kompromis, żeby relacja przetrwała?” Myślę, że może to zadziałać, jeśli osoba, która nie pracuje nad swoim układem nerwowym jest co najmniej zaciekawiona, zainteresowana procesem drugiego partnera, chce słyszeć o tym, przez co przechodzi, nie ma nic przeciwko dźwiękom i ekspresji, dziwnym ruchom czy innym rzeczom, które mogą mieć miejsce podczas procesowania na poziomie układu nerwowego. Musi być otwartość na trzymanie przestrzeni, akceptacja, ciekawość i wsparcie. Myślę, że to jedyny kompromis, który potencjalnie mógłby zadziałać. Nadal nie wiem, czy jest to w 100% zrównoważone.

I: Osobiście nie sądzę, by tak było.

S: Tak, cóż, myślę, że masz rację, ponieważ maluje to obraz, że tylko jedna osoba ma pracę do wykonania. A wiemy, że tak nie jest. Chcesz powiedzieć coś więcej na ten temat?

I: Jest kilka rzeczy, które przychodzą mi na myśl. Myślę o niektórych klientach z wcześniejszych etapów mojej kariery, kiedy pracowałam głównie metodą Feldenkreisa. Nie mówimy więc nawet o pracy z traumą. Osoba, o której myślę, naprawdę potrzebowała poprawić swoją mobilność. Ciągle upadała, miała kontuzje, była nieco bardziej zaawansowana wiekowo. Nie wiedziałam, dlaczego jej stan się nie poprawiaZawsze zadawałam jej pracę domową i mówiłam: musisz to ćwiczyć. Do tego dostawała ode mnie oczywiście ćwiczenia neurosensoryczne. Myślałam: okej, może to kwestia wieku, ale potem poznałam prawdziwy powód. Okazało się, że jej mąż śmiał się z niej, gdy kładła się na podłogę, aby robić ruchy z metody Feldenkraisa i czuła się niekomfortowo, więc po prostu przestała je robić. Ćwiczyła więc tylko wtedy, gdy udawała się do ich domku w lesie, co nie zdarzało się co tydzień. W końcu przestałyśmy ze sobą współpracować, bo nie było w tym sensu. Była część mnie, która mówiła, że właśnie zmarnowałyśmy lata sesji i tysiące dolarów z jej strony, ponieważ nie mogła zintegrować tej pracy w swoim życiu.

Są też inne historie, które słyszałam podczas asystowania w trakcie szkoleń SE. Zawsze mnie to fascynowało, gdy w trakcie spotkania zespołu, i zwykle były to kobiety, ponieważ głównie kobiety są terapeutkami SE, czasem zdarzał się pojedynczy mężczyzna, znajome mówiły: „Tak, mój mąż bardzo mnie wspiera. Nie ma nic przeciwko temu, że tu jestem.” Ale można było usłyszeć podtekst, był w tym pewien smutek. Na szkoleniach SE widziałam, jak ten jeden symboliczny mężczyzna  poznawał kogoś i kończyło się to małżeństwem z inną asystentką.  W związkach, w których oboje byli wcześniej,  nie były zaspokajane ich potrzeby na poziomie układu nerwowego. 

Często w trakcie szkoleń orientujemy się: Och, mogę być z innymi, być „dziwna” i rozmawiać o fizjologii układu nerwowego. I to jest prawie jak narkotyk, gdy nie doświadczasz tego w domu. A potem wracasz do siebie i czujesz się przygnębiona, ponieważ musisz ukrywać tę część siebie. To całkowite spekulacje, ale wydaje mi się, że wiele osób nieustannie jeździ na szkolenia, ponieważ jest to jedyne miejsce, w którym mogą poczuć, że żyją i są w swoim gronie. Ja chcę żyć w ten sposób przez cały czas. Można powiedzieć, że to szczęście, że Seth i ja się odnaleźliśmy, ale nie sądzę, że to szczęście. Myślę, że to się musiało stać.

Widzę, jak uczestnikom warsztatów, dopiero co na jednym byłyśmy razem, smutno jest wyjeżdżać, ponieważ było to tak wciągające doświadczenie. To moja projekcja, ale wydaje mi się, że ci, którzy są najsmutniejsi wiedzą, że wracają do domu,  do współlokatorów, partnerów czy pracy, z którymi nie mogą być tak autentyczni i w takiej jakości, której właśnie doświadczyli. I jeśli jesteś jedną z tych osób, to ważna informacja zwrotna. Jak wiemy z badań, jeśli nie możesz być autentyczna, mikrozarządzasz swoimi częściami i nie jesteś w pełni sobą.

Niektórzy mogą tak przejść przez życie, np. pary z epoki wiktoriańskiej czy osoby w małżeństwach aranżowanych, którym ktoś mówi: to jest twój partner i musicie wziąć ślub. I ludzie to faktycznie nawigują, ale przez większość czasu nie są szczęśliwi. Tak więc w dzisiejszych czasach mamy możliwość znalezienia odpowiednich dla nas ludzi, choć wiem, że to może być bardzo trudne. Ale oni istnieją. Myślę, że kiedy pracujesz nad sobą i emanujesz tą intencją, możesz poznać kogoś, kto spotka się z tobą w tym miejscu i będziecie rozwijać się razem. Wymaga to tylko trochę cierpliwości. Trochę poszłam dookoła, ale to są rzeczy, które widziałam w prywatnej praktyce i na szkoleniach. Nie wiem, jak ludzie mogą mieć głębokie relacje, gdy oboje partnerzy nie są na pewnym poziomie zainteresowani wykonaniem tej pracy.

S: Możesz mieć pary, w których żadna z osób nie jest tym zainteresowana.

I: Tak, ale to zupełnie inna historia.

S: Jednak jeśli jedna osoba w tym siedzi, cholernie trudno będzie zbudować zrównoważoną relację z kimś, kto tego nie robi. 

I: To trochę jak z rodzicielstwemWyobraź sobie rodziców, którzy całkowicie różnią się w sposobie wychowywania dzieci. Jeśli jedna osoba jest zaangażowana, obecna i ciekawa, nie chwali swojego dziecka, a drugi rodzic jest nastawiony na chwalenie i toksyczną dyscyplinę, wychowujesz dziecko, które wyrośnie na totalnie zdezorientowanego człowieka. Lepiej byłoby mieć tylko jedno lub drugie, nawet jeśli wiemy, że jedno z nich nie jest najlepsze. Wtedy dziecko miałoby przynajmniej nieco więcej pewności co do niektórych rzeczy.

I tu kolejna ważna rzecz: czy osoba, z którą jestem, żeby mieć dzieci, ma do tego takie samo podejście? Zazwyczaj nawet nie jest to brane pod uwagę, choć widzę tę świadomość coraz częściej u moich uczniów i innych ludzi. Wiedzą, że potrzebują znaleźć kogoś, kto rozumie znaczenie przywiązania, bezpieczeństwa i wszystkich tych rzeczy.

S: Zdecydowanie.

Zanim przejdziemy dalej, chciałbym jeszcze wrócić do wątku odpalania się. Nie odnieśliśmy się do kwestii praktycznych, które moim zdaniem są ważne. Najważniejszą rzeczą, jeśli chodzi o aktywację czy odpalanie się, gdy ożywiają się  rzeczy z przeszłości i nie jesteśmy już w chwili obecnej, jest nauka ich rozpoznawania. Jest to bardzo ważne dla każdego partnera, ponieważ kiedy to się stanie, nie ma sensu rozmawiać dalej. Gdy jedna lub obie osoby są w aktywacji, nie ważne jest już to, o czym  rozmawialiśmy wcześniej, chodzi o walkę i zwycięstwo. Musisz więc rozpoznać: jestem w aktywacji. Trzeba to nazwać i powiedzieć: „Czuję, że jestem w aktywacji, coś mi się odpaliło. Dajmy sobie chwilę przerwy. Potrzebuję trochę przestrzeni.” Obie osoby muszą się na to zgodzić. Druga osoba nie powinna w tej sytuacji próbować nas zatrzymać i ponownie wciągać do kłótni. Tak więc partnerzy muszą się umówić, że gdy którekolwiek z nich rozpozna, że fizjologicznie nie jest już w chwili obecnej, a w aktywacji, nadszedł czas, aby się zatrzymać, dać sobie przestrzeń i wrócić do tematu później. Przynajmniej to musi być uzgodnione.

M: Jeśli ktoś nie zaczął jeszcze pracy ze swoim układem nerwowym i to, o czym mówimy może być nieco abstrakcyjne, jak rozpoznać, że jesteśmy w aktywacji? Co to oznacza?

Jeśli żyjemy w rozregulowaniu i tak naprawdę zasadniczo przez cały czas nie jesteśmy w teraźniejszości, jak możemy rozpoznać, że jesteśmy jeszcze poziom wyżej?

S: Mówimy tu o pewnej skali.

Zasadniczo, jeśli chodzi o reakcję walki,  zauważamy, że nasz głos staje się coraz głośniejszy, zaczynamy krzyczeć. Może zaczynamy mówić rzeczy, które mówili nam nasi rodzice. Bardzo powszechne jest powtarzanie partnerowi tego, co mówiono nam. Może zaczyna ci się robić naprawdę gorąco. Może zaczynasz odczuwać niesamowite napięcie, jakby twoja krew się gotowała, może twoje czoło się napina, może czujesz ucisk w klatce piersiowej. To wszystko sygnały, że przechodzisz do reakcji walki / ucieczki. Jeśli wchodzisz bardziej w zamrożenie, być może zaczynasz czuć się odrętwiały, nie jesteś w stanie przyjąć i zrozumieć, co mówi druga osoba. Zaczynasz mieć wrażenie, że odpływasz lub jesteś ponad sobą. Zaczynasz czuć, że chcesz zmaleć i zapaść się pod ziemię. Nie możesz przetworzyć tego, co się dzieje. 

To będą niektóre ze wskaźników. Jeśli jednak ktoś w ogóle nie ma świadomości tej pracy, trudno będzie jakkolwiek zrozumieć, co się dzieje. Nawet jeśli ktoś żyje w rozregulowaniu, odpalenie czy aktywację nadal możemy zauważyć jako skok intensywności odczuć i możemy nauczyć się rozpoznawać te objawy fizjologiczne. Podobnie jak wzorce zachowań: trzaskanie drzwiami, podnoszenie głosu.

M: Również wzorce myślowe. W aktywacji możemy mieć tendencję do nadmiernego skupienia się na pewnych rzeczach i myślenia, że druga osoba lub jej zachowanie jest przyczyną wszystkiego, co się dzieje lub tego, jaką intensywność czujemy. Wspominam o tym, ponieważ często kiedy jestem w aktywacji, a nie jestem jeszcze świadomie w połączeniu z daną warstwy odczuć, udaje mi się usłyszeć moje myśli i to pomaga mi zrozumieć: okej, jestem w walce / ucieczce. Normalnie nie myślałbym o tej osobie ani o tej sytuacji w określony sposób, a tu nagle pojawia się cała narracja, która jest całkowicie odmienna niż, powiedzmy, dwa dni temu, choć tak naprawdę w relacji  nie wydarzyło się nic, co uzasadnia tę zmianę. A mimo to nagle cały mój schemat myślenia jest zupełnie inny.

S: „Ta osoba rujnuje moje życie.” „Muszę wyrwać się z tego związku.” „Byłbym o wiele szczęśliwszy, gdybym był z kimś innym” i tak dalej.

I: Wiem Seth, że często wspominasz o tym, że zaczynamy odgrywanie w głowie scenariuszy dotyczących tego, co chcemy powiedzieć, tak, jakbyśmy zaczynali niemal kłócić się z samymi sobą w swojej głowie. To mechanizm obronny. Jak mogę to rozgryźć? Jak to rozwiązać? Odpowiedź brzmi: porozmawiaj z daną osobą.

Ale powiedzmy, że jeszcze nie możesz, ponieważ masz świadomość, że jesteś pobudzona – to właśnie sytuacja, w której posiadanie choć odrobiny podstawowej świadomości somatycznej jest tak ważna. Ponieważ gdy nasze myśli pędzą już tymi torami, zderzą się ze ścianą i nic dobrego z tego nie będzie. Jak więc w tych sytuacjach powrócić do podstaw zdrowia układu nerwowego? Ale oczywiście, jeśli nie masz świadomości, że one istnieją, dojdzie do mentalnej paplaniny, a następnie eksplozji lub totalnego odcięcia się i ucieczki. Nic nie powiem, zamiast tego nawiążę romans z kimś, kto sprawia, że czuję się dobrze. W ten sposób zaczyna się to rozlewać.

Są też pary, które kończą mieszkając obok siebie. Nawet jeśli są w tej samej  przestrzeni, każde żyje, robiąc swoje. Seth i ja robimy wiele rzeczy oddzielnie, mimo że mieszkamy w jednym domu, ale jesteśmy w połączeniu, robiąc je. Nie staramy się unikać siebie nawzajem, po prostu potrzebujemy własnej przestrzeni.

S: A potem potrzebujemy być razem.

M: Dotyka to kolejnej rzeczy, o którą chciałam spytać, dotyczącą granic i relacji, szczególnie dla tych z nas, którzy mają wzorce współuzależnienia i być może tak naprawdę nie rozumieją, czym są zdrowe granice. Możemy zbyt mocno wciskać hamulec, budować ścianę i nagle się odcinać lub w drugą stronę, nie szanować granic. Jak możemy wprowadzić odrobinę niuansu między byciem w dopasowanej relacji i byciem jednostkami, bez potrzeby zlepiania się? Do zrozumienia, że tak, idziemy w tym samym  kierunku, ale wciąż możemy mieć zainteresowania, których nie podzielamy, i że nie stanowi to zagrożenia dla związku i niekoniecznie jest oznaką niekompatybilności. Z drugiej strony, jeśli jesteśmy we wzorcu współuzależnienia, może być nam bardzo trudno zauważyć, że nie jesteśmy w dopasowaniu. Opowiecie trochę o tym?

I: Cóż, odpowiedź brzmi: tak, wszystko, co właśnie powiedziałaś (śmiech).

Każdy będzie inny. My zdecydowanie nad tym pracowaliśmy. A, tak przy okazji, Seth i ja długo byliśmy w terapii par. Chcę to otwarcie podkreślić: nie rozgryźliśmy tego wszystkiego sami.

S: Mieliśmy ogrom wsparcia somatycznego.

I: Gdybym miała zgadywać, obstawiłabym, że gdybyśmy nie mieli tak dobrej pomocy, którą otrzymaliśmy od somatycznego psychoterapeuty specjalizującego się w systemach rodzinnych, nie bylibyśmy już razem.

S: Prawdopodobnie nie. Mamy za sobą kilka trudnych rozdziałów i naprawdę ważne jest o tym wspomnieć. Potrzebne jest wsparcie. Większość par będzie potrzebować wsparcia, ale musi być ono skuteczne. Nie może polegać na tym, żeby przez godzinę mówić tylko o drugiej osobie i o tym, jak bardzo jest zła.

I: Tak, zdecydowanie.

S: Z elementem współuzależnienia wiąże się wiele zmiennych. Mogą być pary, które naturalnie, w zdrowy sposób, chcą spędzać ze sobą dużo czasu. I mogą być pary, które w naturalny, zdrowy sposób, nie spędzają ze sobą tyle czasu. Wiele zależy więc od osobowości, stylu przywiązania i tego, czego się nauczyliśmy. Wiele z tego może być spowodowane traumą, z czego możemy nie zdawać sobie z sprawy. Wiele z tego, co po prostu uważamy za naszą osobowość i to, kim jesteśmy zmienia się, gdy zaczynamy tę pracę. Musimy więc być otwarci na zmiany.

Nie wiem, czy istnieje model tego, co jest zdrowe pod względem ilości czasu spędzanego razem i osobno. Myślę, że jest to zmienne, ale uważam, że prawdopodobnie musi być równowaga  obu w każdym zdrowym związku. Takie jest moje przeczucie. Musimy czuć się całymi ludźmi sami w sobie. Jeśli zaczynamy czuć, że potrzebujemy drugiej osoby, aby przetrwać, pochodzi to z miejsca zranienia. 

Gdybym stracił Irene, byłbym absolutnie załamany i zdruzgotany, ale wiem, że nic by mi nie było. Wiem, że Irene czuje to samo.

I: Zresztą rozmawiamy o tym. Co byś zrobił, gdyby mnie tu nie było? Zostałbyś tutaj, pojechałbyś tam?

Jeśli o mnie chodzi, nie boję się śmierci. „Weź mnie teraz”, jeśli chcesz, nie obchodzi mnie to. I to jest trochę mojego fatalizmu. Myślę: zrobiłam wystarczająco dużo, miałam dobre życie, mogę odejść. I jest w tym coś wartościowego, jeśli możesz dojść do takiego wniosku, bo wiesz, że dobrze się spisałaś i jest okej. I tak, niektórym będzie smutno, ale po czasie się z tym pogodzą.

Podróżuję o wiele więcej niż Seth. Nie jesteśmy parą, które stale się sobie melduje. Są wyjątki, np. incydent, który zdarzył się ostatnio, gdy podróżowałam. Nie mogłam usnąć w pokoju hotelowym i wiedziałam, że coś jest nie tak. Nie dzieliłam się tym wcześniej publicznie, ale okazało się, że byłam podtruwana paliwem lotniczym. W pokoju hotelowym w Amsterdamie było pęknięte okno, a ja myślałam, że mam jakąś dziwną traumatyczną reakcję na samotność. I trzeciej nocy, kiedy zrobiło się naprawdę źle, byłam już pewna, że coś jest nie tak. Okazało się, że okna były wadliwe, ale o tym nie wiedzieli, dopóki wiatr nie uderzył w nie w określony sposób. A ponieważ jest to duży hotel, nie zawsze są w tych pokojach goście. Wyjaśniło się to w nocy, gdy specyficznie wiało. Myślałam, że ktoś sobie ze mnie żartuje. Jak tylko wylądowałam w Austrii, nie miałam problemu z zaśnięciem.

W tym czasie byłam więc w kontakcie z Sethem o wiele częściej niż normalnie. Kontaktowałam się z moimi kolegami z SE.Mówiłam: nie czuję się dobrze, coś jest nie tak. Nie miało to nic wspólnego z moją traumą, a z okolicznościami zewnętrznymi. Ale ilość kontaktu z Sethem w ciągu tych pierwszych trzech dni była nienormalna, ponieważ zazwyczaj nie rozmawiamy nawet przez telefon, jeśli nie ma mnie przez dwa tygodnie. Może przez chwilę, ale jest to bardzo rzadkie.

Podczas gdy wiem, że są pewne pary, które będą wypytywać: „Gdzie jesteś? Przecież już skończyłaś. Dlaczego do mnie nie dzwonisz? Dlaczego nie odbierasz?” I to zachowanie płynie z wczesnej rany. To jak małe dziecko, które mówi: „Moja mama się spóźnia. Dlaczego jeszcze nie odebrała mnie z lekcji pływania?” i panikuje. W przypadku dziecka, to odpowiednia reakcja. Ale w przypadku dorosłego, który właśnie przeleciał pół świata, aby gdzieś być, a teraz próbuje od razu złapać się ze swoim partnerem? Wskazuje to, że istnieją pewne rany, nad którymi trzeba popracować.

S: Poczucie wewnętrznego bezpieczeństwa przy jednoczesnym zdrowym przywiązaniu to interesująca rzecz do nawigacji.

Kiedyś, za każdym razem, gdy Irene wyjeżdżała, byłem przekonany, że umrze. Spędzałem pierwszy dzień wyobrażając sobie wszystkie scenariusze. 

I: Samolot się rozbije.

S: Dokładnie. O rany, co ja teraz zrobię? Zaczynałem myśleć, gdzie się przeprowadzę itp. Zaczynałem planować całe życie. Już się to nie zdarza (śmiech).

Można powiedzieć, że częścią zdrowego przywiązania jest świadomość tego, jak bardzo zależy nam na partnerze. Ale może się to bardzo łatwo zlepić i zasilić ranę nadmiernej potrzeby drugiej osoby. „Muszę wiedzieć, że nic im nie jest.” Potem lądujesz lub budzisz się rano, a tam dwadzieścia smsów.

Dojście do balansu może być podchwytliwe, kiedy mamy zarówno rany przywiązania, jak i zdrowy poziom troski i przywiązania. Wiedza o tym, gdzie jedno się kończy, a drugie zaczyna, może wymagać praktyki. I ponownie, dlatego tak ważne jest, aby naprawdę dobrze poznać siebie i nauczyć się identyfikować: „Nie, to nie jest zdrowe przywiązanie. Wchodzę w miejsce przetrwania, w którym wyolbrzymiam to, czego nie wiem i przewiduję fatalistyczną przyszłość.”

Posiadanie tej świadomości jest kluczowe. 

I: A żeby dodać do tej historii kolejny element, z powodu mojego funkcjonalnego zamrożenia, wychowania i bycia hiper niezależną, lądowałam gdzieś i zapominałam, żeby dać Sethowi znać, że dotarłam na miejsce. On więc zaczynał pisać do ludzi, z którymi byłam i ktoś nagle mówił mi: „Irene, musisz napisać do Setha. Nie wie, co się z tobą dzieje.” Mnie nawet nie przychodziło do głowy, że ktoś się o mnie będzie martwił, ponieważ ja byłam tym dzieckiem, które zapominano odebrać z lodowiska. Siedzieli ze mną pracownicy, czekali ze mną inni rodzice. I to był mój sposób funkcjonowania.

Teraz więc, gdy tylko ogłoszą w samolocie, że można już włączyć telefon, piszę: doleciałam. I tyle, nie pytam: „Jak się masz? Jak ci mija poranek?”. „Wylądowałam, wszystko ok. Dam znać, kiedy dojadę do xyz.”

To pokazuje zmianę. Teraz jesteśmy na innym poziomie, na którym ja biorę pod uwagę uczucia drugiej osoby, podczas gdy wcześniej nawet bym o tym nie pomyślała.

S: Jest to doskonały przykład tego, jak nasze zranienia się uzupełniają. Irene nawet nie myśli o tym, że mogę być zaniepokojony i chcieć wiedzieć, czy wszystko z nią w porządku. Ja, z drugiej strony, jestem nadmiernie zaniepokojony. I jedno będzie karmić drugie.

Idzie to również w parze z naturą naszych traum. Moje były znacznie bardziej widoczne i na powierzchni na początku naszego związku. Powiedziałbym, że Irene była w tak głębokim funkcjonalnym zamrożeniu, że najpierw musiałem zbudować więcej regulacji ja, żeby jej system poczuł się wystarczająco bezpiecznie, aby zaczęły wychodzić jej rzeczy.

I: Prawdopodobnie.

S: Jeśliby spojrzeć na łuk naszego związku, tak to wyglądało.

I: Kolejna zabawna historia – chcę wspomnieć, że były momenty, w których byłam przerażona, że Seth umarł. Jest to świetny przykład traumy sytuacyjnej i przeszłej historii.

Lata temu zatrzymaliśmy się w Airbnb w miejscu, w którym uprawiałam paralotniarstwo z moim byłym mężem. Seth i ja śpimy w różnych pokojach. Każde z nas  było w swoim, a ja nie mogłam spać. Nie wiedziałam, która jest godzina, był styczeń i było bardzo ciemno. Zaczęłam myśleć, że Seth umarł we śnie, ponieważ jeszcze nie wstał. Nie poszłam tego sprawdzić, mówiłam sobie: „Nie przeszkadzaj mu. Wiesz, że nic mu nie jest”. Po chwili znowu: „A co jeśli nie żyje?” A to dlatego, że wiele razy latałam w tej dolinie, nie zdając sobie sprawy, że mogłam umrzeć abo martwiąc się, że mój mąż umarł. „Gdzie zniknął Alastair?” Traciliśmy kontakt radiowy, a oni byli 50 kilometrów w dół grani, być może martwi gdzieś w drzewach. I cały ten stres przetrwania, który nosiłam pod parasolem funkcjonalnego zamrożenia ożywił się, gdy byłam w tym domu z Sethem, w dokładnie tej samej dolinie, gdzie mogłam wskazać góry, z których startowałam. I nie miało to sensu, ale miało. Ma to sens, jeśli rozumiesz stare energie przetrwania i to, jak mogą się aktywować, gdy jesteśmy w tej samej sytuacji, ale z kimś bezpiecznym. To są rzeczy, które, jeśli nie rozumiesz pracy z traumą i układem nerwowym, mogą sprawić, że pomyślisz, że zwariowałaś. Oczywiście, że Seth nie umarł.

Przyszło mi to do głowy, ponieważ teraz, gdy nie jestem już w funkcjonalnym zamrożeniu, bywają chwile, kiedy się martwię.

M: Wydaje mi się, że to również pokazuje paradoks pracy, którą wykonujemy. Kiedy początkowo nawiązujemy relację, z samymi sobą czy z naszymi partnerami, nasze zranienia i energie przetrwania są bardziej na powierzchni, ponieważ mamy mniejszą pojemność. Nieustannie może się coś w nas więc odpalać. Paradoks polega na tym, że im bezpieczniej się z kimś czujemy, tym więcej rzeczy może zacząć wychodzić.

S: Absolutnie.

M: Jeśli czujemy, że fundamentem relacji jest to, że oboje jesteśmy opiekuńczy, kochający, troskliwi i czuli, i chcemy dla siebie nawzajem jak najlepiej, to fakt, że pojawia się wiele intensywnych rzeczy, niekoniecznie oznacza, że jest to zły związek, prawda?

S: Nie, to może oznaczać dobry związek.

M: To może być coś powodującego zawroty głowy: jak odróżnić, czy jestem jedynie w błędnym kole, relacja nigdzie nie zmierza, a my po prostu recyklingujemy wszystkie te trudne rzeczy, czy następuje rzeczywisty wzrost obojga, podczas gdy rozgrywają się te cykle odpaleń traumy?

S: Dokładnie tak. Chcesz widzieć zmiany. Z czasem powinna zachodzić ewolucja, to jeden z najwyraźniejszych znaków.

Tak jak mówiła Irene, kiedyś miała pewne rzeczy w dupie albo nawet by o nich nie pomyślała, a teraz faktycznie ma chwile niepokoju i martwienia się o mnie. Mogło się to wydarzyć tylko dzięki bezpieczeństwu naszego związku. Mogłoby to wyglądać na cofanie się, ale w rzeczywistości jest to ruch do przodu i odkrywanie tych kolejnych warstw.

I: Absolutnie.

Analogicznie jest z rodzicielstwem. Kiedy dziecko jest bezpieczne i czuje się komfortowo, bardziej myślę tu o nastolatkach… W zdrowej sytuacji nastolatek odnajduje swoją niezależność i autonomię. Kiedy rodzic mówi mi, że jego dziecko powiedziało, żeby się odpierdolił, reaguję: świetnie (śmiech). Oczywiście pod warunkiem, że dziecko nie jest agresywne lub nieostrożne. Ale jeśli to energia: „Nie, nie chcę tego robić” i wyraża energię zdrowej agresji, to w rzeczywistości ogromna wygrana, choć nie musi to oznaczać, że nie powinno danej rzeczy ostatecznie zrobić.

Widzimy to też przy traumie adopcyjnej. Kiedy dzieci przychodzą do kochającego domu, a rodzice adopcyjni tego nie rozumieją, będą zachodzić w głowę: „Daję temu dziecku całą miłość świata, jedzenie, bezpieczny dom. Dlaczego są nieustanne kryzysy i duże emocje?” To z powodu ran wywołanych przez  oddzielenie od swojej matki i całej traumy, która wiąże się z adopcją.

Widzisz więc, jak to wpływa na wiele różnych aspektów relacji międzyludzkich. I wracamy tu do naszej wcześniejszej tezy: czy ludzie będą w stanie to rozgryźć bez wiedzy o układzie nerwowym?

Nie jesteśmy zwierzętami, których matka żyje ze swoimi młodymi w norze, bez ojca. U większości ssaków tak właśnie będzie, jednak jako ludzie mamy do czynienia z zupełnie inną sytuacją, którą dopiero zaczynamy rozumieć w szerszym kontekście naszego gatunku.

M: To przypomina mi o drugim nadesłanym pytaniu. W skrócie: „Jak w ogóle podejść do tematu relacji, jeśli mamy traumę rozwojową, porodową, oddzielenie i wielokrotne zerwania więzi z głównymi opiekunami i nigdy tak naprawdę nie nawiązaliśmy relacji romantycznych na wcześniejszych etapach życia, a teraz mamy po 30, 40 lat?” Jak spróbować nawigować te wody?

I: Prosta odpowiedź brzmi: Musisz po prostu zaufać, że mamy być w połączeniu i relacji.

Poznałam starszych uczestników SBSM, którzy w dojrzałym wieku weszli w związki. Myślę o konkretnej osobie, która miała około pięćdziesiąt kilka, może sześćdziesiąt, lat. Powiedziała mi, że dzięki mnie zakochała się i niedługo bierze ślub, a wcześniej spisała już związki na straty. Myślę, że to świetny przykład na to, że tak naprawdę jesteśmy stworzeni do tego, żeby znaleźć połączenie i intymność. Kiedy zbudujemy dobrą regulację, nie musi być idealna, wysyłamy sygnał, który to otwiera.

Myślę o tej kobiecie, którą poznałam na warsztatach Up and Down w UK.  Chyba się popłakałam, gdy mówiła mi, że nigdy nie myślała, że się zakocha. Pamiętam, jak opowiadała, że wcześniej codziennie budziła się z gwałtowną biegunką, i chyba wymiotami, i że wszystko to się zmieniło. Z tego co pamiętam, nie mogła wyjść z domu bez problemów z brudzeniem się. Jej autonomiczny układ nerwowy był tak bardzo rozregulowany. Najpierw wspomniała mi o tym, a potem: „A, tak przy okazji, zakochałam się i wychodzę za mąż w wieku 55 czy 60 lat.” Cudownie!

Jak możemy to uprościć? Bycie z partnerem jest częścią naszego DNA. Jest to biologiczne. Nawet jeśli nie mamy razem dzieci,  możemy stworzyć coś nowego na świecie. Nie musi to być potomstwo. Seth i ja jesteśmy tego przykładem. Podjęliśmy świadomą decyzję, że wspólne rodzicielstwo nie jest dla nas w tym życiu. Rodzimy coś innego i to wystarczy.

To ważny temat. Często ludzie chcą mieć dzieci, aby wypełnić jakąś pustkę. Nigdy tego nie róbcie. Jeśli wchodzisz w związek z myślą, że potrzebujesz dziecka, by czuć się kochana i mieć kogo kochać, to moim zdaniem przepis na katastrofę. Wydaje mi się, że zdarza się to zbyt często, właśnie z powodu ran przywiązania i wszystkich traum.

Nie wiem, czy odpowiedziałam na to pytanie, ale to pierwsze, co do mnie przyszło.

S: Cóż, tak jak powiedziałaś, musi być w tym element zaufania. Otwartość na pomysł, że relacja byłaby dla mnie dobra, nawet jeśli nie potrafię sobie jeszcze tego wyobrazić. Musimy ufać, że istnieje mądrość w zdolności nawiązania połączenia z drugim człowiekiem i że jest to możliwe. I być może możemy się na to wystawić. Ale zanim to zrobimy, jeśli dorastając doświadczyliśmy licznych zranień i traum, nigdy nie umawialiśmy się na randki w liceum, nigdy nie byliśmy w związku na studiach, a teraz jesteśmy po czterdziestce, trzeba będzie zacząć od budowania relacji z samym sobą. Nie jesteśmy w stanie przyciągnąć zdrowego związku bez wcześniejszego wykonania porządnej pracy w zakresie poznania siebie i tego, czego możemy chcieć w relacji. Skąd mielibyśmy to wiedzieć?

Myślę więc, że punktem wyjścia będzie nauczenie się, jak kultywować głębsze połączenie i relację z własnym wewnętrznym doświadczeniem. Na wielu poziomach dokładnie na tym polega praca z układem nerwowym. Następnie potrzebowalibyśmy się nauczyć podejmować małe ryzyko w innych relacjach. Może zaczniemy się sobą dzielić więcej ze znajomymi, których już mamy. Być może jest ktoś, z kim zaczniemy więcej rozmawiać o naszych doświadczeniach. Być może bardziej zaangażujemy się w kontakty z przypadkowymi ludźmi. Być może zaczniemy wystawiać się na niewygodne sytuacje, czego normalnie byśmy nie zrobili. Na przykład udział w grupie hobbystycznej. I tak, to dziwne i niewygodne uczucie, ale możemy użyć narzędzi, które zdobyliśmy poprzez budowę relacji z samymi sobą. Pozostajemy więc obecni i otwarci. Patrzymy, o co w tym wszystkim chodzi, a następnie pracujemy z tym, co odpala wychodzenie do świata w taki sposób. Myślę, że tak właśnie można to rozwijać. I, jak powiedziała Irene, musimy ufać, że to w ogóle możliwe i dobre, że jest to coś, czego można chcieć.

M: Słyszę to trochę jako echo tego, co często mówicie o uzdrawianiu: musimy wierzyć, że na nie zasługujemy.

S: Tak, dokładnie.

M: To bardzo podobna rzecz. Muszę wierzyć, że zasługuję na bycie w związku, że jest to możliwe i że może być to dla mnie dobre i karmiące.

I: Tak. A to sprowadza się oczywiście do ran, toksycznego wstydu i elementów, o których mówimy w SBSM i w różnych filmach na YT. I będzie to trudne, gdy wciąż nosimy w sobie wiele zranień z dzieciństwa dookoła bycia bezwartościowymi i niedocenianymi. Ludzie często mówią, że niemożliwe jest uzdrawianie, gdy robimy tę pracę sami, że musimy być w relacji. Kłopot z tym stwierdzeniem polega na tym, że byłaby to prawda, gdybyśmy wszyscy zaczynali w zdrowych relacjach. Chcę więc, aby wszyscy zrozumieli makrokosmos tego, jak trudne jest to w rzeczywistości. Oczywiście nie jest to niemożliwe, ponieważ widzieliśmy wiele osób, które wyzdrowiały i znalazły naprawdę dobre związki.

Wracając do aspektu biologicznego, nie wszyscy byliśmy traktowani tak samo jako mali ludzie. A potem dorzucamy do tego nie tylko partnera, który jest we własnych traumach – w czym oczywiście nie ma wstydu, taka jest po prostu rzeczywistość – dorzucamy też inną kulturę, inną religię, inny sposób bycia wychowanym w społeczeństwie. I okej, tych dwoje ludzi głęboko się w sobie zakochało i są sobie przeznaczeni, ale potem trzeba to wszystko nawigować. Również rzeczy w stylu, co robimy w Boże Narodzenie? Obchodzimy urodziny? „Że czym jest święto Chanuka?” „W te dni nie możesz jeść?” „Ja nie wierzę w nic z tego.” Istnieje więc kolejna warstwa, kultury i tradycji.

Seth i ja jesteśmy akurat akulturalni pod tym względem, niczego nie świętujemy. Kiedy się poznaliśmy i okazało się, że mamy to samo podejście, pomyślałam: Mój Boże, znalazłam moją osobę. 

S: Ciebie też zupełnie nie obchodzi Boże Narodzenie? Taaaak! (śmiech)

I: Każdego roku rozmawiamy o tym, jak miło byłoby rozwiesić lampki choinkowe na naszym domu. Zawsze widzimy te wszystkie piękne światełka. Czy kiedykolwiek to zrobiliśmy? Nie. Ponieważ naprawdę nas to nie obchodzi (śmiech).

A może to być przyczyną wielu kłótni w związku. „Musimy iść na świąteczny obiad do mojej mamy, a ten obiad jemy zawsze tu i tu.” „Nie, nie możemy iść tam, musimy iść tutaj.” I spędzamy cały nasz wolny czas na kłótniach o to, gdzie będziemy jeść podczas świąt. Brzmi to głupio, ale jest to przyczyną wielu stresów w parach i rodzinach. Planowanie kolejnych urodzin, wakacji. „Co będziemy robić podczas ferii wiosennych?” „Och, ta osoba nie może przyjechać, bo nie dogaduje się z tamtą.” Jeden wielki bałagani komedia pomyłek.

Innym elementem związku jest to, jak poruszać się po systemach rodzinnych, z których każde z nas pochodzi.

S: Tak. Myślę, że dochodzimy do naprawdę ważnej fundamentalnej zasady dotyczącej związków. Kiedy znajdujesz swoją osobę, wartościowe może być rozpoznanie, że tworzycie coś nowego. Oboje macie swoje historie rodzinne, ale w jaki sposób możecie ustawić kontener waszego związku na pierwszym miejscu? Może to pozwolić na zminimalizowanie ilości rzeczy, które będą nas odciągać w kierunku systemów, z których się wywodzimy. Jakby to było, gdybyśmy zdecydowali, że nasz związek ma pierwszeństwo i rozpoznali, że jest on tym, co teraz tworzymy my? Myślę, że jeśli uda nam się znaleźć tę wspólną płaszczyznę zrozumienia, może to ułatwić sprawę, ponieważ zbuduje jednolity front. Nasz związek jest ważniejszy niż wymagania, które chcą na nas nałożyć nasze systemy rodzine, oczekiwania czy tradycje.

To jedna z fajnych rzeczy, których nauczyliśmy się od trenerki, z którą pracowaliśmy. Mówiła o tym, że związek jest prawie jak osoba sama w sobie. Związek jako taki potrzebuje czasem rzeczy, których być może żadna z osób nie chce indywidualnie. Trzeba więc znaleźć czas na dbanie o związek jako oddzielny byt.

I: Zgadza się. 

Przypomina mi się historia z książki Gabora Maté, chyba „Kiedy ciało mówi nie”, o umierającym żonatym mężczyźnie. Nie pamiętam, czy miał dzieci, ale był tak bardzo przywiązany do swojej matki, że zjadał obiad z nią, a potem wracał do domu i zjadał obiad z żoną.

M: Która nie miała pojęcia o posiłku z matką. Pamiętam tę historię. Robił się też coraz bardziej otyły.

I: Tak. Dopiero co widziałam podobny scenariusz w filmie hollywoodzkim, wracając samolotem z Europy, „Ferrari”. To historia Enzo Ferrari. Miał kochanki, dziecko z inną kobietą, a do tego żonę, która zbudowała imperium Ferrari. I on też jadł dwie kolacje. U kochanki jadał tylko odrobinę, potem wracał do swojej rezydencji i jadł kolację ze swoją „prawdziwą” żoną. Ta nie miała pojęcia, że miał syna z innego związku. Zła karma dla Ferrari. Nic dziwnego, że nie radzą sobie dobrze jako firma samochodowa (śmiech). Jest w tym tyle złego, ale tak to po prostu było w tamtych czasach. Nie mam wątpliwości, że obecnie nadal zdarza się to na różne sposoby.

Myślę, że trafiłeś w sedno, Seth. W związku tworzymy jakby nasz własny mikrokosmos. Jest to bardzo ważne szczególnie, gdy masz dzieci – nie chcemy, żeby były częścią swoistego przeciągania liny. Gdzie i do kogo jedziemy, komu co się należy, kto dostaje jaki prezent. 

W ostatecznym rozrachunku zawsze patrzę na zwierzęta. One nie mają pojęcia, co się dzieje. Nie rozumieją żadnego z tych świąt czy lampek choinkowych. Nie obchodzi ich, według jakiego przepisu przygotowany był indyk. Chcą jedynie jedzenia, więzi i pójścia na spacer. Wydaje się to takie proste. Dla mnie i Setha dobry tydzień oznacza wspólną kolację każdego wieczoru i jeden spacer razem. 

Wykonujemy naszą pracę osobno i upewniamy się, że przynajmniej raz w roku jesteśmy gdzieś razem przez tydzień. Myślę, że nadal jesteśmy w dobrej relacji, ponieważ w trakcie wakacji nigdy nie mamy siebie dość. Lubimy spędzać czas razem, śniadania, obiady i kolacje, podczas gdy w domu nie robimy tego w ten sam sposób.

Trzeba też lubić osobę, z którą się jest. To najlepsza rada związkowa, którą kiedykolwiek usłyszałam od starszej znajomej, która była mężatką od wielu, wielu lat, wciąż jest zresztą z tą samą osobą. Motałam się w moim pierwszym małżeństwem, a ona spojrzała na mnie i powiedziała: „Irene, pytanie brzmi: czy ty go lubisz?” Odpowiedź brzmiała: „nie”. Nie nienawidzę go, kocham, ale nie lubię. Nie czuję się w tym dobrze. I to jest zawsze moje popisowe pytanie do ludzi, gdy nie są pewni swojej relacji.

Musicie się lubić. Pożądanie i pragnienie będą się zmieniać, a sympatia pozwoli radzić sobie ze starzeniem i wszystkim tym, co przynosi życie.

M: Mogłabym was słuchać godzinami, ale zbliżamy się już do końca.

Podesłano mi również pytania dotyczące seksualności, ale zdecydowaliśmy, że to niekoniecznie temat na teraz, może na jakąś przyszłą rozmowę.

S: Z seksualnością związanych jest tak wiele różnych warstw. Historia traumy, zranienia na tle seksualnym, rany przywiązania, to, co dzieje się w układzie hormonalnym, na co duży wpływ ma fizjologia przetrwania, nasze preferencje, upodobania i antypatie, jak wygląda nasza komunikacja i czy doświadczamy intymności na wszystkich poziomach – nie można mieć jej tylko w sypialni. Musisz jej doświadczać holistycznie. Seksualność to temat na osobną rozmowę, ponieważ jest tak ważny i rozległy.

Jeśli mielibyśmy powiedzieć coś na szybko: musisz lubić tę osobę, ponieważ te urocze początkowe feromony się zmieniają. Rzeczywistość jest taka, że tracimy je, kiedy jesteśmy razem przez jakiś czas. Związek nie może więc opierać się o żądzę, samo pożądanie nie jest zrównoważone. Potrzebujemy dopasowania, sympatii, dobrej komunikacji oraz intymności na wielu poziomach.

I: Rozmawialiśmy dzisiaj o wielu podstawowych elementach, nad którymi potrzebujemy pracować: własnych ranach, byciu w relacji, wspólnej wizji przyszłości, indywidualizacji, aby każdy był własną osobą, ale nadal mógł się spotkać w związku. W przypadku niektórych par może to zająć dwadzieścia lat. Seth i ja wciąż się tego uczymy, a oboje żyjemy tą pracą.

Trudno jest mi czasem odpowiedzieć na pytanie, co z seksem. Uważam, że musimy zacząć od tego, czy pozostajemy w naszym ciele, kiedy partner nas odpala? Może to brzmieć jak uproszczenie, ale ten element układu nerwowego to naprawdę podstawa wszystkiego. Dr Moshe Feldenkrais, który dużo pisał o dojrzałości seksualnej, w jednej ze swoich książek postulował, że pojemność seksualna jest ostatnią warstwą, którą rozwijamy. O ile kiedykolwiek do niej dotrzemy. Myślę, że to powód, dla którego nie tyle unikamy tematu seksualności, co nie wydaje się on tak ważny, gdy wszystkie inne czynniki nie zostały uwzględnione. Jeśli twój partner wkurza cię, ponieważ nie wynosi śmieci, masz ważniejsze rzeczy do ogarnięcia. Musisz pracować na tych podstawowych poziomach.

S: Odpala cię tym, że nie wkłada skarpetek do pralki? Jesteś wściekły, planując mentalne argumenty i to, co powiesz, kiedy wrócą do domu, bo znalazłeś ich skarpetki na podłodze? Okej, tak, jest kilka ważniejszych rzeczy, którymi należy się zająć (śmiech).

I: To była świetna zabawa.

M: Dziękuję i czekam na drugą rundę. To była przyjemność mieć was oboje w jednym miejscu, tylko siebie i dla moich odbiorców. Dziękuję bardzo za poświęcony nam czas i do zobaczenia następnym razem.

S: Super, do zobaczenia.


Wszystkie linki w jednym miejscu

Kursy i narzędzia Irene:

Darmowy trening Healing Trauma

Kurs 21 day nervous system tune up

Kurs SmartBody SmartMind”

 Inne źródła:

Dogłębna regulacja układu nerwowego – w rozmowie z Irene Lyon

Trauma rozwojowa i wczesnodziecięca – w rozmowie z dr Stephenem Terrellem

SBSM: dogłębna, bezpieczna i skuteczna praca somatyczna online – w rozmowie z Irene Lyon

Czy medytacja i praktyki duchowe regulują układ nerwowy? – w rozmowie z Sethem Lyonem


irene seth lyonIrene i Seth Lyon są terapeutami somatycznymi i ekspertami w zakresie dogłębnej regulacji autonomicznego układu nerwowego, a także małżeństwem z kilkunastoletnim stażem. W swojej pracy z klientami i studentami z całego świata łączą narzędzia różnych modalności somatycznych, m.in. Somatic Experiencing Petera Levine’a, Metodę Feldenkraisa i Somatic Practice, nauczane przez Kathy Kain i Stephena Terrella.

Wskakuj na newsletter, żeby nie przegapić kolejnych artykułów:

* Zapisując się do newslettera, wyrażasz zgodę na przesyłanie Ci informacji o nowych tekstach, projektach, produktach i usługach. Zgodę możesz wycofać w każdej chwili, a szczegóły związane z przetwarzaniem Twoich danych osobowych znajdziesz w polityce prywatności.

Share on FacebookTweet about this on TwitterGoogle+