“Kuuyux” Ilarion Merculieff to lider, członek Starszyzny i Posłaniec alaskańskiej nacji Unangan, znanej na świecie pod kolonialną nazwą „Aleut”. Unanganie od ponad 10 000 lat żyją na wulkanicznych wyspach (grupa Wysp Pribyłowa) zlokalizowanych pośrodku Morza Beringa, będących częścią Alaski. W tym czasie wykształcili przepiękną, pełną mądrości i połączenia ze sobą, innymi i Stworzeniem kulturę.

Pierwszy raz trafiłam na wystąpienie Ilariona na TEDx pod koniec zeszłego roku. Całą sobą czułam to, o czym opowiadał. I podczas gdy wiele z jego doświadczeń kompletnie nie pokrywa się z moimi, w głębi serca wiem, że tak właśnie chciałabym żyć i takie życie współtworzyć z innymi. Przez ostatnie dwa dni słuchałam przed snem jednego z jego wystąpień i, poruszona nim wielokrotnie, postanowiłam je przetłumaczyć.

Jeśli chcesz posłuchać Ilariona w oryginale, odpal filmik.
Polskie tłumaczenie tego nagrania znajdziesz poniżej.

 

 

Ilarion Merculieff wita się w Rdzennym języku Unangan

Dzień dobry. Powiedziałem: Aang-Waan, „Witaj drugi ja” (Hello my other self), ponieważ tak właśnie witamy się w języku Unangan Tunuu. Od ponad dziesięciu tysięcy lat żyjemy na Morzu Beringa. Powiedziałem „Poranek dobrze smakuje” – to kolejny sposób, w jaki się witamy rano. Powiedziałem też, że moje tradycyjne imię to Kuuyux, „x” znajdujące się na jego końcu wymawiane jest w sposób miękki i gardłowy. Jesteśmy Ludźmi Linii Morza (People of the Sea Line). Unangan oznacza „ludzi żyjących przy morzu”. Byliśmy nazywani „Aleut„, ale nie używamy tej nazwy, ponieważ została nam nadana przez naszych ówczesnych prześladowców [rosyjskich kolonizatorów – przyp. tłum.] pod koniec XVIII wieku.

Witam wszystkich oglądających, cieszę się, że tu jestem.
Chcesz, żebym opowiedział o tym, jak zostałem wychowany?

rozmówca: Tak, byłoby dobrze, dziękuję.

Moje pokolenie jest ostatnim, które miało w pełni tradycyjne dzieciństwo. Było bogate na tak wiele różnych sposobów, że nie jestem tego nawet w stanie opisać. Żywe są u nas historie o przodkach, którzy wyszli z Egiptu, następnie przemieszczając się przez Mongolię, Syberię i Kamczatkę, by na tradycyjnych skórzanych łodziach (skinboat) przepłynąć przez Morze Beringa. Nasza kultura była tak bogata…

Ciężko jest przetrwać na Morzu Beringa, a jednak był czas, gdy mieliśmy największe zagęszczenie ludności na kilometr kwadratowy linii brzegowej w Ameryce Północnej. To niesamowite w tak trudnym do życia miejscu. Byliśmy jedynym Rdzennym Narodem na Alasce, który nie używał obuwia, nawet zimą. Byliśmy też jednym narodem, który nie praktykował żadnych technologii przechowywania żywności, poza suszeniem na wietrze. Również to jest całkiem niezwykłe.

Nasi przodkowie rozumieli, że najważniejszą rzeczą, którą musi robić ten, kogo nazywamy prawdziwym człowiekiem, to bycie obecnxm w tu i teraz oraz w swoim sercu. Cała reszta zadba o samą siebie. Nasi przodkowie ufali w to do tego stopnia – można by to nazwać wiarą – że zadziewało się to na poziomie komórkowym. Każda komórka naszego ciała ufała naszemu życiu, Życiu w ogóle, Matce Ziemi, Wszechświatowi i temu, którego nazywamy Stworzycielem lub Wielkim Duchem, który żyje we wszystkim. Bezgranicznie ufaliśmy, że będziemy zadbani, dlatego byliśmy narodem, który nie planował nawet, co zrobi kolejnego dnia, by zdobyć pożywienie. Takie zaufanie wymaga odwagi.

Kiedyś spytałem członka Starszyzny wyspy St. Paul, na której się urodziłem, o co chodzi, skąd to zaufanie? Odpowiedział: „Spójrz na tego ptaka morskiego, który lata nad nami. Czy myślisz, że on się przejmuje tym, skąd następnego dnia weźmie jedzenie?”. I oczywiście odpowiedź brzmi: nie. Praktyka nie planowania wynikała z duchowej inteligencji, która nie ma nic wspólnego z religią, a osadzona jest w połączeniu ze wszystkim, co jest. Nie planowaliśmy, jak zdobędziemy pożywienie, a mimo to rozwinęliśmy najgęściej zaludnioną linię brzegową w Ameryce Północnej. Niesamowite.

Wspomniałem, że moje tradycyjne imię to Kuuyux. Nadano mi je, gdy miałem cztery lata. Oznacza wyciągniętą rękę, osobę, która przenosi starożytną wiedzę do czasów współczesnych, posłańca. Obecnie żyję tak, by wypełniać dziedzictwo tego imienia. Jest ono nadawane tylko jednej osobie w całej naszej nacji na czas trwania całego jej życia. Poprzedni Kuuyux wyruszył na poszukiwanie swojego następcy, odnalazł mnie na wyspie St. Paul i przekazał mi swój tytuł.

Kiedy miałem pięć lat, spotkałem mojego tradycyjnego mentora, co nie jest odgórnie wyznaczaną pozycją. To relacja między starszą i młodszą osobą, w pewien sposób relacja mentorska, która nawiązała się w momencie, w którym się spotkaliśmy. Bez żadnych słów wiedzieliśmy, że to jest mój Acha. On nauczył mnie wiele z tego, co wiem o byciu mężczyzną, byciu w relacji ze sobą i innymi, poszanowaniu całości Stworzenia, dzieleniu się z innymi, dbaniu o siebie nawzajem i podobnych rzeczach. Byłem pod jego skrzydłami w okresie między piątym i trzynastym rokiem życia. Przez ten cały czas powiedział do mnie może z dwieście słów. Słowa uważane są przez nas za zbędne lub nawet niebezpieczne. Połączenie między starszą i młodszą osobą zadziewa się w środku. Po prostu wiedziałem, że to jest mój Acha. Nauczył mnie tego wszystkiego, o czym wspominam, a wypowiedział tak niewiele słów…

Byłem wychowany dosłownie przez całą wioskę. Mówimy o wyspie, która ma dziewiętnaście kilometrów długości i osiem kilometrów szerokości. Malutki kawałek lądu pośrodku Morza Beringa, na którym w czasie, gdy byłem dzieckiem, mieliśmy ok 1.2 miliona kotlików zwyczajnych [gatunek drapieżnego ssaka morskiego z rodziny uchatkowatych], 2.5 miliona ptaków morskich, 1000 reniferów i 500 ludzi. To było magiczne miejsce na dzieciństwo. Szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę, że wszystkie zwierzęta gromadziły się na wybrzeżu, nie zapuszczały się w głąb lądu.

Codziennie, dosłownie każdego dnia, dorośli umacniali we mnie poczucie mojej wartości. Kiedy spotykałem kogoś, idąc drogą przez wioskę, mówili do mnie: „Cześć chłopcze, jesteś dobrym chłopcem”. W każdym domu witano mnie jak dawno zagubionego syna, wszędzie mówiono mi: „Usiądź, zjedz coś”. Tak mnie witano każdego dnia. Nikt mnie nigdy nie skarcił. To jest bardzo ważne. Moi przodkowie rozumieli, że jesteśmy istotami duchowymi w ludzkiej formie. Kiedy przybieramy tę ludzką formę, przychodzimy z bardzo gęstego, nieuformowanego miejsca i pojawiamy się w formie fizycznej, która jest bardzo ograniczona. Tę istotę duchową w ludzkiej formie bardzo łatwo straumatyzować, ponieważ jest młoda i nie ma żadnych warstw ochronnych, które rozwijamy jako dorośli. Nawet skarcenie może straumatyzować małe dziecko. Dorośli byli bardzo świadomi tego, jak święte są dzieci. Byli świadomi świętości wszystkiego, ale szczególnie dzieci. Wiedzieli, że musimy być bardzo uważni w tym, jak budujemy relację z dziećmi; nie możemy myśleć, że są jakkolwiek gorsze czy mniej ważne niż dorośli. Młodzi ludzie potrzebują ochrony, więc zadaniem dorosłych jest stworzenie dzieciom takiej przestrzeni, żeby mogły się uczyć. Jedyne sytuacje, w których dorośli interweniowali to takie, w których dziecko mogło znajdować się w niebezpieczeństwie.

Dorastałem nie zadając żadnych pytań. Moim zadaniem było obserwować, słuchać i się uczyć. Zadaniem dorosłego było stworzenie dziecku przestrzeni do nauki. To genialne podejście – kiedy funkcjonujesz w takim systemie, możesz naprawdę rozwinąć pełnię swoich możliwości bez interferencji dorosłych. Nie mówią ci, czego się uczyć, jak się uczyć, nic za ciebie nie definiują. To pozwala młodemu człowiekowi swobodnie odkrywać, kim jest. To jest właśnie to magiczne dzieciństwo, które przeżyłem.

rozmówca: To naprawdę piękne. Czy były jakieś praktyki duchowe, dzięki którym nauczyłeś się łączyć z naturą?

Kiedy byłem dzieckiem, od wieku czterech lat, musiałem spędzać czas z moim dziadkiem. Byłem z nim dwadzieścia cztery godziny na dobę przez dwa lata po to, żebym mógł go poznać i żeby on mógł poznać mnie. To był niezwykle bogaty czas. Jako czterolatek chodziłem z nim nad brzeg morza, zdejmowaliśmy koszule, oblewaliśmy się wodą i modliliśmy w kierunku Wschodu. Tego samego wieczora mogliśmy pójść do ortodoksyjnego kościoła rosyjskiego – mój dziadek nie widział żadnej różnicy w tym, skąd dana osoba czerpie swoją duchowość.

Nauczył mnie bodaj najważniejszej rzeczy w moim życiu. Pewnego dnia była piękna pogoda, błękitne niebo, świecące słońce, śpiewające ptaki, szczekające uchatki i bardzo spokojna, gładka powierzchnia wody. To było bardzo nietypowe, ponieważ na naszej wyspie mamy średnio dwadzieścia słonecznych dni  w roku. Miałem cztery lata i powiedziałem: „Ale dzisiaj pięknie!”. Spojrzał na mnie i odpowiedział jednym słowem: „Słuchaj”.  Ten wyraz zawiera w sobie klucz do tego, w jaki sposób mój naród przeżył i rozkwitł pośrodku Morza Beringa przez 10 000 lat. Używaliśmy bardzo mało słów. Ludzkie doświadczenie i to, co na nie dogłębnie wpływa zawsze powinno zostać niezdefiniowane. Wszyscy mamy w sobie to uczucie, że jest piękny dzień, ale jeśli wypowiemy je na głos, natychmiast osłabimy znaczenie tego doświadczenia poprzez próbę jego nazwania. Nauczyliśmy się więc nie definiować tego, co jest ważne w ludzkim doświadczeniu. To jest podstawa naszego zakorzenienia w rzeczywistości.

Bardzo szybko nauczyliśmy się, dlaczego ważne jest, żebyśmy jako prawdziwi ludzie byli obecni w teraźniejszej chwili i w naszym sercu. Bardzo niewiele osób to obecnie rozumie, ponieważ większość świata uznaje, że centrum naszej inteligencji znajduje się w umyśle. Ale my wiemy, że jest inaczej. Inteligencja całego ludzkiego ciała i wszystkich naszych darów dostępna jest jedynie za pomocą całego naszego ciała. I żyjemy w sposób, który pozwala nam korzystać z niej każdego dnia. Rozumiemy, że bycie obecnym tu i teraz i z tym, co w naszym sercu jest najważniejsze. Dokładnie tak postępowali moi przodkowie. Mówimy, że ten sposób bycia został nam podarowany przez Łono, znajdujące się w centrum Wszechświata (The Womb at the center of the Universe). To miejsce stworzenia i kreatywności.

Był czas, gdy na całym świecie kobiety uważane były za święte, ponieważ dzięki swojemu łonu zawierają w swoich ciałach dokładnie to samo pole energii, co Łono, znajdujące się w centrum Wszechświata. Jesteśmy bardzo matriarchalną kulturą. To kobiety inicjowały naszych szamanów, nie odwrotnie. Kiedy kobiety spotykają się w siostrzeństwie, mogą się szybko uzdrowić. Nie tak jak my, faceci, którzy potrzebujemy całego życia, żeby uzdrowić duże traumy. Kobiety mogą to zrobić natychmiast, gdy spotkają się w siostrzeństwie i uzdrowią traumy, które są z nimi od pokoleń. Jeśli spotkają się i wspólnie zaczną emanować energią, którą moją w ciałach, na Ziemi powstanie coś nowego. Dopóki to się nie wydarzy, nic nowego nie zostanie stworzone. Nic. Nawet najnowocześniejsze odkrycia i technologie są niczym innym, jak bezmyślnie powtarzanym starym sposobem myślenia, przebranym za coś nowego. Tylko większość z nas tego nie rozpoznaje.

Wywodzę się z takiego rodzaju tradycji, który ciężko wyjaśnić. Jedna z najważniejszych rzeczy, które przytrafiły mi się, kiedy byłem dzieckiem… Uwielbiałem chodzić na klify zamieszkane przez ptaki. 2.5 miliona ptaków na wyspie o powierzchni niespełna 80 km2 – nawet nie jesteś sobie w stanie wyobrazić, co to był za widok. Pod jednym klifem żyć mogło 10 000 ptaków lub więcej. Uwielbiałem chodzić je oglądać. Zacząłem jako sześciolatek. Wychodziłem z wioski i samotnie szedłem prawie pięć kilometrów w środku nocy, ponieważ lubiłem tam docierać przed wschodem słońca. Nie było żadnych lamp ulicznych, światła księżyca czy gwiazd, więc mogłem przebyć tę drogę jedynie ufając swojemu ciału. Nauczyłem się to robić w bardzo młodym wieku.

Docierałem na wybrzeże, pojawiało się światło dnia, ptaki zaczynały opuszczać swoje domy i krążyły dookoła klifu, czekając na innych członków swojego gatunku, aby razem udać się na polowanie. W międzyczasie wszystko było w chaosie, ptaki latały w każdym kierunku, w różnej prędkości, na różnych wysokościach. Mamy tu wiele różnych gatunków, wszystkie śpiewały swoim głosem i latały między sobą. Któregoś dnia zauważyłem, że żadne z nich nawet nie zahaczają o siebie skrzydłami. Pomyślałem sobie: wow, tysiące ptaków w tym chaosie i żadne na siebie nie wpadają, jak one to robią? I jako sześciolatek stwierdziłem, że… ptaki nie myślą. W swoim kilkuletnim umyśle postanowiłem, że chcę być ptakiem. Chcę tak żyć. I zacząłem nad tym pracować. Przez kilka miesięcy uczyłem się nie myśleć, aż udało mi się dojść do momentu, w którym nie miałem ani jednej myśli w głowie. Ani słowa. I wtedy zaczęła dziać się magia.

Jako sześciolatek wychodziłem też w teren z myśliwymi, którzy z brzegu polowali na uchatki grzywiaste. Mój Acha zabierał mnie z pięcioma czy sześcioma myśliwymi, których obserwowałem. Siedzieliśmy tam przez siedem, osiem godzin, wychodziliśmy przed wschodem słońca i zostawialiśmy cały dzień. I przez cały ten czas  widzieliśmy niekiedy tylko jedną uchatkę. Robiłem się więc śpiący i traciłem skupienie już przed południem, ale mężczyźni nigdy nie wchodzili w taki stan. Nigdy nie usypiali, choć nie mówili zbyt wiele, tylko siedzieli na kamieniach. To, że nigdy nie odpływali uwagą wydawało mi się magią. Nie wchodzili ze sobą w interakcje, po prostu tam siedzieli. Nagle któryś mówił: „Nadchodzi uszatka” i wszyscy, jak na komendę, patrzyli w dokładnie ten sam punkt w bezkresie oceanu. Uszatka mogła być przecież wszędzie, a jednak oni natychmiast zwracali się w jedno miejsce, i to dosłownie natychmiast. Patrzyłem więc tam, gdzie oni, ale nie było żadnej uszatki! A jednak, po może dziesięciu minutach, dokładnie tam, gdzie się patrzyli, wyłaniało się zwierze. Po raz kolejny myślałem: wow, ci faceci znają się na magii! I byłem o tym przekonany do momentu, w którym zrozumiałem połączenie między zachowanie ptaków morskich i ludzi. Kiedy się tego nauczyłem, wychodziłem na polowanie i czułem uszatkę na długo przed tym, gdy się wyłaniała z wody. I dokładnie wiedziałem, gdzie się wyłoni. Nigdy więcej też nie robiłem się już senny, byłem po prostu obecny tu i teraz oraz z tym, co w moim sercu. To była dla mnie ogromna lekcja. Najlepsi myśliwi mieli tę umiejętność bycia w relacji ze wszystkimi elementami Stworzenia i Matki Ziemi.

Czujemy Matkę Ziemię w sposób, którego większość ludzi nie zna, ponieważ zapomnieli, że możemy się z nią komunikować. Wymaga to, żebyśmy byli poza umysłem i w naszych sercach, obecni tu i teraz. Żeby to mogło nastąpić, musimy zwolnić. Tutaj na Alasce mamy ponad dwieście wiosek i dwanaście głównych kręgów kulturowych. W każdej z tych wiosek ludzie wolno chodzą, wolno mówią, wolno działają. Niektórzy być może już o tym zapomnieli, ale powodem tego tempa jest to, że Matkę Ziemię możemy usłyszeć tylko wtedy, kiedy zwalniamy i jesteśmy cicho. Takie tempo życia nazywamy Earth-based pace, tempem osadzonym w Ziemi. Jest ono teraz niezwykle ważne, ponieważ większość ludzi postępuje w dokładnie przeciwny sposób. Członkowie mojej Starszyzny nazywają nas „odwróconymi społeczeństwami” (reversed society) albo „społeczeństwami wywróconymi na lewą stronę” (inside out society), ponieważ wywróciliśmy do góry nogami wszystkie prawa rządzące naszym życiem. Kluczowe jest to, że opuściliśmy nasze serca i myślimy, że świadomość jest jedynie w umyśle. Żyjemy szybciej i szybciej, mamy superszybkie komputery, nawet dzieci mówią szybciej niż kiedyś. Wszyscy szybciej się poruszają, starając się nadążyć za tym, co mają zrobić każdego dnia. Członkowie Starszyzny widząc to, kręcą jedynie głowami, ponieważ to dokładne przeciwieństwo tego, co powinniśmy robić, żeby skomunikować się z Matką Ziemią, a w tym momencie naprawdę potrzebujemy to zrobić.

Obecna pandemia została nam podarowana przez Matkę Ziemię. Ten wirus został do nas wysłany przez Matkę Ziemię, żeby nas obudzić. Pamiętasz, co wydarzyło się w trakcie pierwszej fali pandemii, kiedy wszyscy zwolnili, samochody nie zalewały autostrad, a ludzie siedzieli w domach? W tym czasie po raz pierwszy od trzydziestu lat widać było Himalaje z indyjskich miast, zwierzęta wychodziły tam, gdzie normalnie chodzą ludzie – na całym świecie działo się to samo. Matka Ziemia pokazuje nam, że może się szybko uzdrowić – dużo szybciej, niż podejrzewamy – jeśli damy jej na to szansę.

W Stanach – przypuszczam, że w Europie jest tak samo – przechodzimy drugą lub trzecią falę pandemii, która przez ostatnich siedem, osiem miesięcy wpływa na codzienne życie ludzi. Matka Ziemia prosi nas, żebyśmy przyjrzeli się temu, co uczyniliśmy i do czego doprowadziliśmy. Matka Ziemia będzie żyć przez miliardy lat, podobnie jak żyła już miliardy lat. Pytanie brzmi, czy my, ludzie, przeżyjemy. I o odpowiedzi zadecydują wszyscy ci, którzy obecnie żyją. To oznacza, że nie mamy wiele czasu, a działanie po staremu, business as usual, nie zda egzaminu. Musimy wrócić do naszych serc. Każdy z nas, każdy człowiek, nosi w sobie dary dla świata. Jedynym sposobem, by uzyskać do nich dostęp, jest umiejętność słuchania własnego serca. A teraz jest to nam tak ciężko zrobić, ponieważ uważamy, że to umysł jest domem inteligencji, i to umysł mówi sercu, co robić. Wcześniej, tradycyjnie, to serce mówiło umysłowi, co robić, a zadaniem umysłu była implementacja poleceń serca. Przeskoczenie z umysłu do serca wymaga ogromnej odwagi.

rozmówca: Dziękuję, za podzielenie się tą mądrością. Jak możemy osiągnąć większą harmonię miedzy sercem i umysłem?

Nie ma jednej konkretnej rzeczy, która by zadziałała, ponieważ każdy jest inny. Ale są pewne rzeczy, które nas łączą. Aang-Waan, „Witaj drugi ja” (Hello my other self). Ty jesteś drugim mną. Są pewne rzeczy, które mój drugi ja wie, które wszyscy wiemy, tylko o nich zapomnieliśmy. Jedna z rzeczy, którą  członkowie mojej Starszyzny mówią na temat tego, dlaczego mamy tak wiele różnych kultur, jest konieczność przepływu energii. Energia przepływa przez nas dzięki tańcowi, pieśniom, śpiewom, opowieściom. Z ich pomocą uwalniamy energię. Jedna z członkiń Starszyzny, Rita Blumenstein, Duchowa Przewodniczka Rdzennej Rady Trzynastu Babć, mówi: „Jeśli będziesz zatrzymywać w sobie emocje, będziesz tworzyć martwe pole energetyczne. A ono wpływa na wszystko, co robisz i na wszystko, co masz dookoła siebie oraz na to, w jakie interakcje wchodzisz ze światem. Jesteśmy istotami energetycznymi i musimy sobie zdać sprawę z tego, że nasza energia wpływa nie tylko na nas, ale też na wszystko, co nas otacza”. Kiedy spytałem członków Starszyzny o to, kto tego uczy, odpowiedzieli: naszymi mentorami są dwuletnie dzieci.

Uczestniczyłem kiedyś w konferencji około dwóch tysięcy Rdzennych mieszkańców Ameryki Północnej, która odbywała się w kręgu. W gigantycznym kręgu, do środka którego w pewnym momencie weszło nagie dwuletnie dziecko. Dziewczynce tej zupełnie nie przeszkadzało, że chodzi z gołym tyłkiem, bo w ogóle nie była samoświadoma i skrępowana tym, kim jest. Kiedy pomyślimy o dwuletnim dziecku, które, powiedzmy, denerwuje się na swojego kolegę, zauważymy, że w pełni wchodzi one w ekspresję swoich emocji, wyrażając je całym ciałem. A po dwóch minutach znowu się razem bawią. To niesamowite! Dwuletnie dziecko bełkocze – większość z nas to robiła, wypowiadając słowa, które zupełnie nie miały sensu. Ten bełkot to sposób na uwalnianie energii. Czasem radzę ludziom, żeby zaczęli praktykować mówienie bez sensu i bełkotanie przez godzinę dziennie, przez trzydzieści dni. Po każdej sesji połóż się i po prostu czuj swoje ciało i rozchodzącą się w nim energię. Po trzydziestu dniach będziesz innym człowiekiem. To tylko jedna z rzeczy, których możemy się nauczyć od dwuletniego dziecka.

Bodajże w Europie przeprowadzono badania nad umiejętnością wykarmienia się przez dwuletnie dzieci. Umieszczali je w pokoju z przeróżnymi rodzajami jedzenia, w tym ze słodyczami, i zostawiali je z wyborem na dwa dni. Dziecko jadło dokładnie to, czego potrzebowało, nie sięgając po żadne słodycze. To tylko jeden przykład.

Wiemy, że każde dziecko jest genialne, kiedy przychodzi na świat. Wie, co należy zrobić. Ta wiedza jest nam jednak zabierana w miarę, gdy dorastamy. Pierwszą rzeczą, która zadziewa się przy współczesnych paradygmatach jest nauka, że musisz się mnie słuchać, bo jestem twoim rodzicem. Musisz podążać za tym, co każę ci robić. Musisz uczyć się tego, czego każę ci się uczyć i robić to, co ci każę. To totalne przeciwieństwo tego, jak mnie wychowano. Od kiedy zaczynasz przedszkole aż do momentu, gdy robisz habilitację, uczysz się, że to co jest w linii prostej przed tobą jest uważane za lepsze. Wszystkie ławki w salach ustawiane są jedna za drugą przodem do tablicy, gdzie robimy co? Oddajemy naszą osobistą moc osobie, której nadano autorytet. O autorytecie uczymy się od naszych rodziców i nosimy ze sobą tę lekcję przez cały okres edukacji. Nasze umysły są indoktrynowane do tego, żeby oddawać komuś nasze wewnętrzne poczucie autorytetu. Nie mówię tutaj o ogólnym autorytecie, który budowany jest w społeczeństwie, by pomagać innym, a o jego wykoślawionym odpowiedniku, który nie funkcjonuje w harmonii ze wszystkim, co jest i z innymi ludźmi. Jedynym miejscem, w którym możemy odnaleźć tę harmonię jest nasze serce. Serce nigdy nie prowadzi nas na manowce.

Każdy z nas ma serce, które bezbłędnie kieruje nas w odpowiednie miejsca. To umysł nas rozprasza i robi rzeczy, które nas sabotują. Ale serce nigdy tego nie robi. Ma w sobie miłość, współczucie, cierpliwość i zrozumienie, i otoczy nas nimi, jeśli tylko pozwolimy mu robić to, do czego zostało stworzone. Po to właśnie robię podobne wystąpienia. Jeśli mówię cokolwiek, co z tobą rezonuje, to dlatego, że jedynie przypominam ci o tym, co prawdziwe. Nie martwię się tym, ile osób usłyszy to, co mam do powiedzenia, ponieważ to, co mówię, oferuję światu. To, czy skorzystasz z tej oferty jest twoim wyborem, nie moim. Każdy i każda z nas jest na swojej Świętej Ścieżce i w mojej kulturze rozumiemy, że nie możemy przeszkadzać nikomu na jej czy jego Świętej Ścieżce. Jeśli cokolwiek z tego, co mówię rezonuje z naszymi widzami to dlatego, że po prostu przypominam o tym, co już wiemy i co mędrcy tego świata powtarzali od samego początku: wszystkie odpowiedzi są w tobie i w twoim sercu.

rozmówca: Wielu z nas o tym zapomina i potrzebujemy sobie o tym regularnie przypominać. Myślę, że medytacja jest w tym bardzo przydatna.

Ile razy ludzie próbowali medytować i nie myśleć, w efekcie czego oczywiście myśleli (śmiech). Jeśli powiem ci: nie myśl o białym słoniu, natychmiast zobaczysz przed oczami białego słonia (śmiech). Tak działa świat, jest tak szybki. Dlatego mówię ludziom, że owszem, medytacje wschodu są bardzo ważne dla tych, dla których działają. Ale równie ważne są medytacje w ruchu – dla tych, dla których ten rodzaj medytacji będzie działać. Zazwyczaj nie mówimy o aktywnej medytacji, a jedynie o siedzeniu i mówieniu „ommmmmmm”. Dla niektórych to działa, i dobrze, ale dla tych, którzy są cały czas w pośpiechu i cały czas coś robią, usłyszenie, że mają nie myśleć raczej nie zadziała. Oni potrzebują medytować w ruchu. Wykrzykiwać światu to, co w sobie noszą, mówić to, co potrzebują powiedzieć, uwalniać energię. To też forma medytacji. Bełkotanie to medytacja, płacz to medytacja, śmiech jest medytacją. Mówię ludziom, żeby spróbowali się śmiać bez opowiadania żartów. Śmiej się przez godzinę dziennie, przez trzydzieści dni, i zobaczysz taką samą przemianę jak w przypadku bełkotania. Każdy z nas ma możliwość robienia tego, co ja. Wszystko, co opisywałem na temat moich doświadczeń jest dostępne również innym ludziom.

Nie ma już pojedynczych guru. To my jesteśmy naszymi guru. W nacji Hopi mówią: „My jesteśmy tymi, na których czekamy” (We’re the ones we’ve been waiting for). Starszyzna Hopi Oraibi mówi: Puść się brzegów rzeki, przesuń się do jej środka, znajdź tych, którzy zrobili to samo i świętujcie. Puszczenie brzegów rzeki oznacza odpuszczenie wszystkich ludzkich przywiązań, które zawierają takie rzeczy jak „muszę mieć plan na moją pracę, pożywienie i tym podobne” – co bardzo trudno zrobić, bo wymaga to wiary, o której mówiłem. Odpuszczasz więc wszystko, do czego się przywiązujesz. Przesunięcie się do środka rzeki oznacza przejście do przysłowiowego centrum swojego serca, do centrum serca rzeki życia – ona wie, dokąd zmierza, my nie. I znajdź tych, którzy zrobili to samo: znajdź tych, którzy mieli odwagę, by skoczyć razem z prądem tak jak ty. Według członków mojej Starszyzny, to jest twoje nowe plemię – ludzie, których serca myślą podobnie (like-minded heart). Serca myślące podobnie, nie umysły i serca. To proste, ale niezwykle skomplikowane, jeśli chodzi o zdobycie się na odwagę do tego, by puścić się brzegów rzeki.

Kiedy ja zrobiłem to czterdzieści lat temu, byłem na szczycie patriarchatu. Byłem wice-prezydentem firmy wartej trzy miliardy dolarów i komisarzem w alaskańskim Departamencie Handlu i Rozwoju Gospodarczego, na stanowisku rządowym. I w jeden dzień zrezygnowałem z tego wszystkiego. Ludzie myśleli, że zwariowałem. Straciłem wszystkich, którzy nazywali mnie „przyjacielem” – najwidoczniej byli do mnie przywiązani z powodu pozycji wpływu, w której wg nich byłem. Nie miałem więc już zewnętrznego lustra, w którym mógłbym się przejrzeć. Tak zwani znajomi, których miałem w tamtym czasie, byli lustrem tego, kim byłem. I gdy ich zabrakło, musiałem przyjrzeć się sam sobie. To wymaga prawdziwej odwagi.

Don Alejandro, który był Opiekunem Kalendarza Majów (Keeper of the Day Calendar of the Mayan people), mówił, że ludzie, którzy będą decydować o wielkich zmianach na Matce Ziemi będą ludźmi ognia. Ludzie ognia to ludzie serca. Kiedy uzyskamy klarowność i będziemy w stanie usłyszeć własne serca, będziemy wiedzieli, co mamy robić, dostaniemy odpowiednie informacje. Nie jesteśmy w stanie wytłumaczyć tego w sposób logiczny i racjonalny, bo to nie jest ani logiczne, ani racjonalne. I jako takie stoi w opozycji do współczesnego świata, który jest logiczny i racjonalny. Powód, dla którego robię to, co robię jest taki, że wiem, że ludzie mają odwagę, która jest wymagana, by zrobić to, co trzeba obecnie zrobić.

Jeśli chodzi na przykład o zmiany klimatyczne, to wszyscy reagują na sytuację związaną ze zmianami klimatycznymi, ale nie działają proaktywnie. Członkowie Starszyzny mówią, że to, na czym się skupiamy, staje się naszą rzeczywistością. Jeśli w reakcji na coś wybieramy skupiać się na tego powstrzymywaniu, to mentalna, fizyczna i duchowa energia, którą w sobie mamy, zasila to, co chcemy zatrzymać. W efekcie nadal jesteśmy w tej samej sytuacji, która z czasem się tylko pogarsza. Zamiast tego, powtarzają, musimy skupiać się na tym, co chcemy widzieć, a nie działać reaktywnie. Tak, reaguj jeśli czujesz, że coś nie powinno mieć miejsca, ale nie wlewaj w to swojej mentalnej, fizycznej i duchowej energii. Wlewaj ją w to, co chcesz sprowadzić na ten świat.

Starszyzna powtarza, że najbardziej altruistyczną rzeczą, którą możemy zrobić, jest uzdrowienie samych siebie.

rozmówca: Co powiesz ludziom, którzy mówią, że jest za późno na działanie?

Ja zdecydowanie nie czuję, że jest za późno. Nie zawierzam w nic, co dotyczy przyszłości. Przekonanie jest zapożyczeniem koncepcji od kogoś innego. Ja mówię tylko o tym, co wiem i znam. Jako osoby występujące publicznie musimy się tego trzymać: mówić tylko o tym, co znamy. Wiem, że nadal mamy szansę przetrwać i prosperować jako ludzie. Jeśli jednak nie wybudzimy się z tego głębokiego snu, w którym jesteśmy, zmierzymy się z wymarciem naszego gatunku. I zadzieje się to za naszego życia. To odpowiedzialność, którą musi zrozumieć każdy człowiek na Matce Ziemi i musi to zrobić teraz, jak mówią członkowie mojej Starszyzny. Bez chwili zwłoki.

Nie myślmy o nadziei czy jej braku, po prostu róbmy to, co serca podpowiadają nam, że mamy robić. Serce nie potrzebuje nadziei, ono potrzebuje jedynie, byśmy zaczęli go słuchać. Ono wypełnione jest wiarą, a wiara jest czymś dużo większym niż to, co nazywamy obecnie nadzieją. Nie jestem w stanie wystarczająco podkreślić wagi powrotu do serca. Musimy się obudzić, tu i teraz.

rozmówca: Tak, dziękuję. Bardzo się cieszymy, że jesteś z nami jako Posłaniec. Zbliżamy się do końca, więc chciałbym, żebyś opowiedział o swoich inicjatywach.

Stworzyłem Globalne Centrum Rdzennego Przywództwa i Sposobu Życia (Global Center for Indigenous Leadership and Lifeways) oraz projekt Tkaczy Mądrości (Wisdom Weavers). W 2017 roku przyszła do mnie wizja zebrania członków i członkiń Starszyzny z różnych części świata na wyspie Kaua’i, nazywanej Miejscem narodzin Dusz (The Birthplace of the Souls), aby odpowiedzieli na dwa pytania: 1. „Jaki jest obecny stan świata, który widzą?” i 2. „Co powinniśmy teraz robić?”. Codziennie rozmawialiśmy i odprawialiśmy ceremonie. Odpaliliśmy projekt Tkaczy Mądrości jako rezultat naszego spotkania. To organizm – nie organizacja – który pomaga dotrzeć do ludzi na świecie z wiadomościami Starszyzny. Premiera przypadła na Dzień Ziemi, patronował nam Reuters. Nawet nie szukaliśmy żadnej agencji prasowej ani nikogo w tym stylu, wszystko się samo poskładało. Kiedy wpadliśmy na pomysł sfilmowania tego czasu i potrzebowaliśmy ekipy filmowej, trzy różne ekipy zaoferowały nam swoje usługi w ramach wolontariatu. Potrzebowaliśmy reżysera i nagle pojawił się nominowany do Oskara reżyser, który chciał poświęcić swój czas na realizację tego projektu. Nagrane przez nas wiadomości dostępne są na naszej stronie internetowej.

rozmówca: Dziękuję. Jest pytanie o to, jakie są najważniejsze rzeczy, których nauczyłeś się od swojego Acha bez słów?

Prawdopodobnie najważniejszą rzeczą, jakiej się nauczyłem jest to, jak być w relacji. W relacji ze sobą, innymi i Stworzeniem. Nie nauczył mnie tego, dzieląc się ze mną słowami, a swoimi działaniami i swoim zachowaniem. To jest prawdopobnie najważniejsza rzecz, której ktokolwiek może się nauczyć: jak być w relacji z samą i samym sobą. Jeśli jesteś w dobrej relacji ze sobą, bycie w relacji z innymi i Matką Ziemią przychodzi nam dość łatwo. Jednak kiedy oddzieliliśmy się od naszych serc, wymyśliliśmy czas. Stworzyliśmy koncepcję czasu, idąc w poczucie winy, wstydu, wyrzutów sumienia, złości, zazdrości, które łączą się z przeszłością i w strach, który jest projekcją tego, co się jeszcze nie wydarzyło. Czas istnieje w każdy miejscu poza przysłowiowym TERAZ. I to właśnie do niego potrzebujemy teraz wrócić.

rozmówca: Dziękuję. Jest też pytanie o to, czy rdzenne języki pomagają ludziom zrozumieć Ziemię i nasze relacje?

Tak. To coś, na czym nie skupia się większość lingwistów, rozprawiając o wadze różnych języków. Każdy język, którym mówią ludzie z konkretnego regionu świata jest bezpośrednim następstwem wibracji tamtej ziemi. Ta świadomość jest nadal żywa w ludziach, którzy mieli długoterminową, bliską i intymną relację ze swoim środowiskiem naturalnym, tak jak my przez ponad 10 000 lat na Morzu Beringa. Nasz język jest odzwierciedleniem wibracji tego kawałka ziemi. Kiedy masz taki rodzaj wibracji, pozwala ci on rozmawiać bezpośrednio z Matką Ziemią. To jest coś, czego nie rozumie większość ludzi, ale taka jest prawda. Język angielski, z tego co wiem, jest jedynym językiem, który nie ma żadnego osadzenia. Co to oznacza? Jeśli szukasz słów, które są osadzone [w środowisku naturalnym] i mówisz jedynie w języku angielskim, spróbuj wyrażać się bełkotem. Te słowa nie muszą mieć sensu dla nikogo innego, jedynie dla ciebie. Jedynym sposobem, by odnaleźć swoje połączenie jest eksploracja dźwięków, które wydajesz. Dźwięk jest energią. Kiedy zaczniesz to robić, odnajdziesz rezonans z Matką Ziemią.

Starszyzna mówi, że wiedza bez mądrości jest bezużyteczna, a może być niebezpieczna. To, czego teraz potrzebujemy to mądrość. Jesteśmy najbardziej doinformowanym pokoleniem w dziejach ludzkości, a mimo to stoimy na krawędzi przetrwania na Matce Ziemi. Musimy zrozumieć, że wiedza to nie wszystko. Bardzo ważna jest mądrość, która pokieruje tym, jak korzystamy z dostępnej nam wiedzy. Nawet Einstein mówił, że nie uda nam się rozwiązać problemów z tej samej świadomości, która stworzyła dane problemy. A jednak cały czas próbujemy to zrobić, bez zmiany w naszej świadomości. Skupiamy się na tylko jednym jej rodzaju, który nadaje obecnie kształt każdej decyzji, która jest podejmowana na świecie. To dlatego podejście business as usual nic nie zmieni. Nie chodzi o logikę i racjonalizm, a zdobycie dostępu do mądrości, którą znajdziemy jedynie w sercu. Mam nadzieję, że do tego dojdziemy. Nie robiłbym tego, co robię, gdybym nie myślał, że mamy prawdziwą szansę wszystko odmienić.

Cokolwiek się wydarzy, będzie.
A my nie ustawajmy w robieniu kroków w kierunku uzdrowienia samych siebie.

 


 

O autorze:
Ilarion Merculieff mądrość rdzenna magda bębenek

Ilarion Merculieff ma ponad czterdzieści lat doświadczenia w służbie swojej społeczności, nacji Unangan z Wysp Pribyłowa oraz innym Rdzennym nacjom lokalnie, w skali kraju i na arenie międzynarodowej na wielu różnych pozycjach przywództwa.

Ilarion był pierwszym Rdzennym alaskańskim komisarzem w stanowym Departamencie Handlu i Rozwoju Gospodarczego. Był również przewodniczącym sesji wiedzy Rdzennej w trakcie Globalnego Szczytu Narodów Rdzennych w temacie Zmian Klimatu (Indigenous Peoples’ Global Summit on Climate Change) w 2009 roku oraz w 2005 roku jako przewodniczący komitetu naukowego Snowchange, konsorcjum rdzennych przywódców z ośmiu państw arktycznych skupionego dookoła zmian klimatu. Ilarion odbył również trasę wystąpień publicznych na Zachodzie, przemawiając na temat zmian klimatu i współpracował z plemionami Wielkich Jezior (the Great Lakes tribes) nad rozwojem strategii dla działań adaptacyjnych wobec zmian klimatu opartych na Rdzennych praktykach kulturowych.

Ilarion jest współzałożecielem Rady Narodów Rdzennych ds. Ssaków Morskich (the Indigenous Peoples’ Council for Marine Mammals), Alaskańskiego Forum ds. Środowiska Naturalnego (the Alaska Forum on the Environment), Międzynarodowego Forum Morza Beringa (the International Bering Sea Forum) i Alaskańskiej Grupy Oceanicznej (the Alaska Oceans Network). Otrzymał szereg nagród, w tym the Buffet Finalist Award za Rdzenne przywódctwo, the Environmental Excellence Award za całokształt działalności, the Rasmuson Foundation Award za literaturę faktu oraz the Alaska Native Writers on the Environment Award.

Ilarion jest współautorem książki „Aleut Wisdom: Stories of an Aleut Messenger” oraz „Stop Talking: Indigenous Ways of Teaching and Learning”, którą za darmo moża przeczytać tu. Jego najnowsza książka zatytułowana jest „Wisdomkeeper: One Man’s Journey to Honor the Untold Story of the Unangan People”.

Ilarion jest obecnie niezależnym konsultantem oraz prezydentem Globalnego Centrum Rdzennego Przywództwa i Sposobu Życia (Global Center for Indigenous Leadership and Lifeways), służy jako Starszy Doradca w Światowym Kongresie Dzikiej Przyrody (the World Wilderness Congress) oraz jako doradca Rady ds. Dzikiej Przyrody i Rdzennych Ziem (the Native Lands and Wilderness Council). Jego pasją jest przemawianie na temat tradycyjnej mądrości Starszyzny w kontekście współczesnych wzywań, szczególnie w obszarze przywracania kobietom ich miejsca jako pierwotnych uzdrowicielek oraz przywracania balansu w obszarze dysfunkcyjnej męskości.

 

 Zdjęcie tytułowe: VENUE HERBITO

Wskakuj na newsletter, żeby nie przegapić kolejnych artykułów:

* Zapisując się do newslettera, wyrażasz zgodę na przesyłanie Ci informacji o nowych tekstach, projektach, produktach i usługach. Zgodę możesz wycofać w każdej chwili, a szczegóły związane z przetwarzaniem Twoich danych osobowych znajdziesz w polityce prywatności.

Share on FacebookTweet about this on TwitterGoogle+