Przeglądałam ostatnio fanpage jednego z polskich czasopism i znalazłam film zatytułowany: „Co by było, gdyby światem rządziły kobiety?”. Odtworzyłam go zaintrygowana i… przeraziłam się. A potem zaczęłam rozkminiać.

Magazyn zadał to pytanie celebrytom w trakcie jakiegoś wydarzenia show-biznesu. Jakie były ich odpowiedzi?

A już nie rządzą? (śmiech) Nic by się nie stało, kobiety są na tej samej płaszczyźnie, co mężczyźni.

Myślę, że byłaby moc i power. Bo kobiety są mega silne.

Miałybyśmy cały czas jakieś wyprzedaże, to na pewno.

Byłoby spokojniej. Byłoby na pewno wesoło, kolorowo i wszyscy byliby uśmiechnięci.

To ja byłbym najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.

Świat byłby w końcu piękny, nie byłoby wojen, nie byłoby agresji. Mam nadzieję… (śmiech).

Oczywiście kobiety już rządzą światem, nie oszukujmy się. Kobieta to silna postać, najsilniejsza na całym świecie. Gdyby nie kobiety to ten świat byłby nudny.

Świat byłby o wiele lepszym miejscem, tak mi się wydaje. Kobiety cechują się większą empatią i wrażliwością, a także bardziej trzeźwym osądem sytuacji. Nie dają ponieść się męskim instynktom.

Świat na pewno byłby piękniejszy.

Może w końcu byłby porządek. taki jak się należy (śmiech).

Pfff… to byłby koniec świata (śmiech).

Od razu na wstępie napiszę, że odpowiedź na podobne pytania w trakcie takich wydarzeń nie jest łatwa.

W trakcie Gali Kobiety Roku Glamour poproszono mnie o wypowiedź przed kamerą dwukrotnie. Raz spytano o to, co oznacza dla mnie, czy kto według mnie jest/może być, Dziewczyną Glamour (jak widzicie, byłam tak zaskoczona tym pytaniem i nieprzygotowana do wymyślenia mądrej odpowiedzi, że nawet nie pamiętam, jak dokładnie brzmiało). Za drugim razem poproszono mnie o zdefiniowanie wyrażenia #expressyourself (wyraź siebie), czyli hasła wieczoru. Przy pierwszej okazji zupełnie nie miałam pojęcia, co powiedzieć, zacięłam się, a potem coś wydukałam – pewnie mało składnego. Przy drugiej popłynęłam jakimiś sztampowymi hasłami.

Wypisanie powyższych odpowiedzi nie jest więc moją próbą hejtu, krytyki czy wyśmiania kogokolwiek. Film, którego treść przytaczam najprawdopodobniej nagrywany był w sposób podobny do tych, w których brałam udział. Ludzie zostali złapani na szybko, zadano im pytanie, którego się zupełnie nie spodziewali i nie czuli, że mają czas do jakiegokolwiek namysłu.

W takich sytuacjach, o ile nie mamy danej kwestii porządnie przemyślanej i ułożonej w głowie, najczęściej mówimy pierwsze, co nam ślina na język przyniesie. A to z kolei idealnie pokazuje najmocniejsze przekazy kulturowe, które do nas docierają i naszą świadomość (lub jej brak), dotyczącą konkretnego zagadnienia. I to właśnie przekazom kulturowym, które moim zdaniem stoją za wymienionymi wyżej odpowiedziami, chciałabym się dzisiaj przyjrzeć.

Zacznijmy od tego, że sama nie mam pojęcia, co bym odpowiedziała na gorąco. Bardzo możliwe, że coś w stylu niektórych z cytowanych tu osób. Na szczęście w zaciszu własnego domu miałam czas zastanowić się nad tym pytaniem. Zanim przejdziesz dalej, zachęcam Cię do zrobienia tego samego. Odłóż na chwilę urządzenie, na którym czytasz mój tekst i zobacz, co pojawi Ci się jako pierwsze, gdy zapytasz się: Co by było, gdyby światem rządziły kobiety?

_ _ _ _ _

Pierwsze, co pojawiło się we mnie, to inne pytanie: Jakie kobiety?
Bo kobiety, jak i mężczyźni, czy jakakolwiek inna grupa wiekowa, etniczna, rasowa, zawodowa, społeczna, wyznaniowa, płciowa itp., są tak różnorodne jak roślinność w lesie.

Są kobiety, które mają dobrze rozwiniętą inteligencję emocjonalną, różnorodne doświadczenia, mądrość życiową oraz wysoką samoświadomość. Z tych natomiast wynikają:
❤️ poszanowanie dla innych i respektowanie ich granic,
❤️ otwartość na zmiany,
❤️ odwaga do podejmowania potrzebnych i nie zawsze łatwych czy popularnych decyzji,
❤️ przenikliwość i długofalowe myślenie,
❤️ branie odpowiedzialności za własne słowa i czyny,
❤️ chęć i umiejętność współpracy,
❤️ inkluzywność,
❤️ dystans do samych siebie,
❤️ kręgosłup moralny,
❤️ i kilka innych cudownych cech i umiejętności.

Ale są też kobiety, które z powodu niezliczonych uwarunkowań i życiowych doświadczeń:
? zachowują się w sposób zawistny,
? kierują są strachem, gniewem i/lub chęcią zemsty,
? używają pasywnej agresji,
? nie potrafią w zdrowy sposób (dla siebie i otoczenia) ogarniać swoich emocji,
? przybierają moralizatorski ton,
? polaryzują jednych ludzi przeciwko drugim,
? stosują przemoc fizyczną, psychiczną lub emocjonalną,
? nadużywają substancji,
? stawiają się w pozycji ofiary, by chwilę później przeskoczyć na poletko kata,
? i kilka innych bardzo niezdrowych i niepożądanych zachowań i nawyków.

tenor

Najczęściej każda z nas jest gdzieś między jednym a drugim krańcem tej skali. Nigdy idealna, zawsze zła lub zawsze dobra, nie popełniająca żadnych błędów. I w zależności od tego, do którego krańca skali nam bliżej, tak bardzo będą różnić się sprawowane przez nas rządy.

Myślę, że wiele (większość?) kobiet ma doświadczenia bycia niedocenianymi, zaniedbanymi, dyskryminowanymi, upupianymi czy lekceważonymi przez wzgląd na płeć. Tak na poziomie indywidualnym, jak i społecznym. Równocześnie coraz częściej dostrzegam, że równolegle z falą walki o nasze prawa i respektowanie naszych granic (fizycznych, emocjonalnych, mentalnych), pojawia się nurt gloryfikowania, idealizowania i wywyższania kobiet.

Mam poczucie, że w pewien sposób odbywa się ruch analogiczny do tego, który kolektywnie wykonywaliśmy w stosunku do mężczyzn. To mężczyzna był silny, mądry, kompetentny, godzien zaufania. To jego należało się słuchać, jemu zawierzać, za nim podążać. Nie z racji jego doświadczeń i pracy nad sobą, rezultatów jego działań czy spójności jego charakteru, a z samej racji bycia „odpowiedniej” (czyt. lepszej) płci. I tak jak nie uważam tego za prawdziwe czy pożądane w stosunku do mężczyzn, tak i nie uważam tego za prawdziwe czy pożądane w stosunku do kobiet.

Jestem przekonana, że tym, co pomoże nam stworzyć, wypracować i utrwalić zrównoważone rozwiązania, jest z jednej strony prześledzenie tego, co miało miejsce w przeszłości, a z drugiej strony bardzo rzetelne i dokładne przyjrzenie się temu, gdzie jesteśmy obecnie. Niestety myślenie życzeniowe czy przypisywanie komukolwiek pozytywnych cech na kredyt się nie sprawdzi.

Jednym z niezawodnych procesów psychologicznych człowieka jest to, że z ofiary przemienia się w kata. Dlaczego wyrządzamy krzywdę innym? Bo sami cierpimy. Dlaczego atakujemy? Bo się boimy. Dlaczego ubliżamy innym? Bo sami nie czujemy się wartościowi. Dlaczego pragniemy zemsty? Bo nie dostaliśmy należnego nam, naszym zdaniem, zadośćuczynienia.

Jeśli nie przerobimy obszarów, w których staliśmy się ofiarami i tych, w których nawykowo wchodzimy w tę rolę, nie upłynie wiele czasu, zanim sami i same zaczniemy odgrywać rolę kata wobec innych ludzi. Szczególnie tych, z których charakterystyką i zachowaniami utożsamiamy naszych oprawców lub – co ważne – samych siebie.

Jeśli czułam się słaba i ktoś moją słabość wykorzystał, często będę gardzić „słabymi” ludźmi, w próbie odcięcia się od swoich traumatycznych doświadczeń i wyparcia tego, co sprawiło ból. Skąd biorą się Zosie-samosie i Panowie-zrób-to-sam? Z braku wewnętrznego przyzwolenia na to, by odpuścić kontrolę, opuścić gardę i poprosić o pomoc. A to skąd się bierze? Z utożsamiania tychże ze słabością, a słabości z czymś złym lub wstydliwym.

W momencie, w którym zaczynam budować swoje poczucie własnej wartości i swoją tożsamość w oparciu o źle rozumianą samodzielność i siłę, nie dość że nie pozwalam sobie na wartościowe doświadczenia z drugim człowiekiem, to jeszcze zaczynam krytykować za nie innych. Przekazując im tę samą traumę, zamykam toksyczny krąg.

Jeśli jednak przyjrzę się swoim doświadczeniom, rozłożę je na czynniki pierwsze, wyciągnę wnioski i wprowadzę lekcje w życie, pogodzę się z tym, co było moim udziałem. Zaakceptuję to, co się zadziało i wyjdę z roli ofiary. Nie będę obwiniała siebie i innych, nie będę krytykowała tych, którzy zachowują się tak jak ja w przeszłości. Co ważne, najczęściej będę w stanie złapać dystans do siebie, swojego doświadczenia i swojego „oprawcy”, patrząc na wszystkie zaangażowane strony z empatią i zrozumieniem.1

Nie oznacza to, że w jakikolwiek sposób będę usprawiedliwiać swoje czy innych krzywdzące zachowanie, ale nie będę ignorować tego, co do niego doprowadziło. I to właśnie w tych ścieżkach, prowadzących do wypaczonych zachowań będę upatrywać źródła problemu i na nich szukać rozwiązań. Nie w osobie, która nimi kroczy czy w butach, które ma na stopach.

Takie spojrzenie, praca z własnymi traumami, zmiana nawyków emocjonalnych i rozwój samoświadomości nie są cechą kobiecą, tak jak i nie są cechą męską. Jasne, na spotkaniach i warsztatach samorozwojowych, w coachingu i na terapii spotkamy statystycznie więcej kobiet niż mężczyzn, ale to inny temat na inny tekst.

To, co staram się teraz przekazać: tylko dlatego, że ktoś jest kobietą, nie oznacza, że jest lepszy (lub gorszy). Nie oznacza, że nie stosuje agresji. Nie oznacza, że byłby dobrym władcą. Wychodząc z takiego założenia chciałabym jeszcze raz przyjrzeć się z Wami stwierdzeniom z początku tekstu. A dokładniej przekazom kulturowym, które za nimi stoją.

I. Kobiety i mężczyźni mają takie same szanse i są na takiej samej pozycji.

– Co by było, gdyby światem rządziły kobiety?
– „A już nie rządzą? (śmiech) Nic by się nie stało, kobiety są na tej samej płaszczyźnie, co mężczyźni.

8855712

Stwierdzenie takie może być efektem co najmniej dwóch różnych rzeczy. Z jednej strony jego autor może nie dyskryminować kobiet i dlatego uważać, że są na takiej samej pozycji – w jego głowie i rozumieniu świata tak właśnie jest. Z drugiej strony może to wynikać z faktu, że zupełnie nie zna danych i rzeczywistej dysproporcji w tym, jaką pozycję zajmują kobiety, a jaką mężczyźni.

Niezależnie od źródła tej wypowiedzi, fakty pokazują, że kobiety nie rządzą światem i nie są na tej samej płaszczyźnie, co mężczyźni. A przynajmniej nie formalnie, prawnie, gospodarczo, społecznie i politycznie.

W Polsce zarabiamy średnio 7-18.5% mniej niż mężczyźni, a na całym świecie zawody tradycyjnie przez nas wykonywane są dużo niżej opłacane niż te, które kulturowo przypisano mężczyznom. Mamy mniejszy dostęp do stanowisk kierowniczych (np. w Pl stoimy na czele zaledwie 6,3 proc. firm notowanych na GPW), jest nas zdecydowanie mniej w polityce (np. w polskim sejmie tylko 27%). Jest nas więcej w wymiarze sprawiedliwości (ok. 63.5%), ale tylko na jego najniższym stopniu – liczba kobiet maleje wprost proporcjonalnie do rangi zajmowanego stanowiska (w Sądzie Najwyższym kobiety stanowią 38%). 10% Polek jest ofiarami gwałtu lub usiłowanego gwałtu, kilkukrotnie częściej niż mężczyźni jesteśmy też ofiarami przemocy domowej.

Popełniamy dużo mniej przestępstw i jesteśmy lepiej wykształcone, choć np. stanowimy tylko 14% studentów na kierunkach inżynierskich w kraju. Podobny jest procent pań profesor (profesorek?) na polskich uczelniach technicznych. Dodatkowo przykłada się do nas inne miary społeczne, te same cechy i zachowania oceniając skrajnie różnie w zależności od płci. To, co nad wyraz często u mężczyzn określa się pozytywnie, staje się pożywką do krytyki czy dyskredytacji kobiety.

Wszystko, co napisałam powyżej nie oznacza, że tylko kobiety spotykają się z dyskryminacją, niesprawiedliwością czy ograniczeniami narzucanymi przez kulturę i społeczeństwo. Krótsza przewidywana średnia wieku, samobójstwa, problemy z nadużywaniem substancji odurzających – te problemy mężczyzn nie biorą się stąd, że tak im w życiu łatwo i przyjemnie. Ich problemy mają po prostu najczęściej inny wymiar i kształt niż te, z którymi mierzą się kobiety. Nie należy ich jednak lekceważyć czy odrzucać tylko dlatego, że widzimy dużą dysproporcję na niekorzyść kobiet.

Równocześnie w momencie, w którym pisałam „kobiety nie rządzą światem” pojawiła się we mnie myśl, że to przecież nie jest do końca prawda – wszystko zależy o jakich rządach mowa. W rodzinach, w zdecydowanej większości, to nadal kobiety prowadzą dom, gotują, robią większość zakupów, podejmują decyzje dotyczące gospodarstwa domowego, spędzają więcej czasu z dziećmi. Jeśliby na to spojrzeć w ten sposób, to okaże się, że kobiety – nawet w obecnym systemie i klimacie polityczno-gospodarczo-społecznym mają bardzo dużą władzę i siłę sprawczą. To zresztą z ich wykorzystywania płyną wszelkie pozytywne zmiany na rzecz kobiet, których doświadczamy na przestrzeni ostatnich wieków.

Jako matki możemy pracować nad sobą, żeby nie przekazywać naszym dzieciom traum, z którymi my dorastałyśmy i które wyznaczały tory naszego dotychczasowego życia. Jako panie domu możemy świadomie konsumować, wspierając bardziej zrównoważony i odpowiedzialny sposób prowadzenia biznesu. Jako partnerki możemy z jednej strony poznawać siebie i stawiać swoje granice, nie godząc się na bycie w toksycznych i nie służących nam związkach, a z drugiej strony wymagać od naszych partnerów (i samych siebie!) budowy prawdziwie partnerskich związków (a to, czym jest prawdziwie partnerski związek zależy już od danych partnerów).

Jako nauczycielki, pielęgniarki, bibliotekarki czy sprzedawczynie w sklepach – czyli przedstawicielki kulturowo sfeminizowanych środowisk zawodowych – możemy, w oparciu o naszą pracę nad sobą, wyznaczać nowe standardy edukacji, opieki czy komunikacji w relacjach międzyludzkich. Jako ludzie możemy rozwijać naszą empatię, dążąc do wspierania siebie i innych, niezależnie od tego, jakie ścieżki doprowadziły nas do punktu, w którym się spotykamy.

Wierzę szczerze, że takie „rządy” – oczywiście w połączeniu ze zmianami prawnymi, gospodarczymi i politycznymi, działającymi na korzyść jak największej liczby ludzi – wyjdą nam wszystkim na dobre.

II. Kobieta-supermanka

– Co by było, gdyby światem rządziły kobiety?
– „Myślę, że byłaby moc i power. Bo kobiety są mega silne.
– „Oczywiście kobiety już rządzą światem, nie oszukujmy się. Kobieta to silna postać, najsilniejsza na całym świecie. Gdyby nie kobiety, to ten świat byłby nudny.

gallery-1511181019-wonder-wooman-gif-1

Mogę się tylko domyślać, że za takimi odpowiedziami stoi szeroko rozumiana i bardzo w ostatnich latach popularna idea #girlpower, czyli dziewczyńskiej mocy. Jako że nie mam okazji spytać autorek tych stwierdzeń, co rozumieją przez „byłaby moc i power” lub „kobieta jest najsilniejsza na całym świecie”, to przyjrzę się tym stwierdzeniom, przepuszczając je jedynie przez moje filtry.

Bezsprzecznym jest dla mnie fakt, że dziewczyny i kobiety (podobnie jak chłopcy i mężczyźni, a także osoby, które inaczej identyfikują swoją tożsamość) są kompetentne, inteligentne, przedsiębiorcze, kreatywne i zdolne do osiągania swoich celów.

Jednocześnie mam poczucie, że od dawien dawna od kobiet wymagano więcej, niż chciały lub mogły z siebie dać (w sposób dla siebie zdrowy i zrównoważony). Początkowo robiono to bez wymówek i bez pardonu, jednak z czasem zaczęto ubierać to w stwierdzenia typu „kobiety są bardziej wytrzymałe”, „facet nie dałby rady” czy „gdzie diabeł nie może, babę pośle”.

Jednym z takich stwierdzeń, które sama kiedyś powtarzałam bez namysłu było to, że kobiety są wielozadaniowe, a faceci nie. Co to przepraszam oznacza? Jasne, różni się sposób w jaki funkcjonujemy, ale nie aż tak bardzo. Mówienie, że „kobiety są wielozadaniowe, a faceci nie” widzę obecnie jako wymówkę do tego, by więcej od kobiet wymagać, równocześnie nie wymagając takich samych pokładów uwagi, energii i ogarnięcia od facetów.
Jeśli macie jakieś badania naukowe dotyczące budowy i funkcjonowania mózgu, które potwierdzałyby to stwierdzenie, dajcie znać – z chęcią się zapoznam.

Rzecz w tym, że przez bardzo długi czas kobiety nie miały luksusu skupiania się na jednej rzeczy i musiały radzić sobie z trzymaniem pieczy nad wieloma kwestiami naraz. Równolegle zastanawiam się, na ile same obecnie wkładamy się w rolę wielozadaniowych robotów od ogarniania rzeczywistości. Z jednej strony upupiając facetów, z drugiej strony nie znając i nie szanując własnych granic, a także nie doceniając wartości ciszy i spokoju w życiu. Skupienia na jednej czynności, w jednym czasie i w jednym miejscu.

Co to znaczy, że jesteśmy najsilniejsze na świecie? Nie wiem, ja na pewno nie jestem.
Tak, wiele potrafię. Tak, wiele zniosę. Tak, wiele przezwyciężę. Ale nie wszystko. I wcale do tego nie aspiruję.

Wręcz przeciwnie, coraz częściej za prawdziwą siłę uznaję pozwalanie sobie na chwile słabości, wrażliwości, niewiedzy, zagubienia, pytania i błądzenia. Proszenie o pomoc i mówienie „nie”. „Nie dam rady”, „nie umiem”, „nie chcę”, „nie zrobię”, „nie zgadzam się”, „nie pozwalam” i „nie akceptuję”.

Nie chcę w pojedynkę zmieniać świata. Nie chcę wyręczać czy „zbawiać” facetów. Nie chcę być zawsze najmądrzejsza i na piedestale. Nie chcę czuć na sobie presji bycia idealną, piękną, zawsze uśmiechniętą. A skoro o tym mowa…

III. Kobieta-iskierka, zawsze radosna i uśmiechnięta

– Co by było, gdyby światem rządziły kobiety?
– „Byłoby spokojniej. Byłoby na pewno wesoło, kolorowo i wszyscy byliby uśmiechnięci.
– „Świat na pewno byłby piękniejszy.

its-magical

„Uśmiechnij się”

„No już, nie smuć się”

„Złość piękności szkodzi”

„Tylko nie płacz”

„Zaciśnij zęby, uśmiechnij się i do przodu”

Temat przyzwolenia na wyrażanie różnorodnych emocji – u wszystkich płci – to bardzo długi temat, wywołujący we mnie… wiele różnorodnych emocji. Głównie gniew.

Filmy, szeroko rozumiana kultura i sposób wychowywania starają się zrobić z kobiet laleczki: radosne, pełne energii i entuzjazmu, z wiecznym uśmiechem na twarzy, ogrzewającym serca wszystkich dookoła. Ozdobę mężczyzny i wizytówkę rodziców.

Piętnuje się naszą złość i nasz smutek, zarzuca nadmierną emocjonalność czy dramatyzm. Wymaga się od nas poprawiania innym humoru, wesołości i zamiatania naszych niekomfortowych (dla nas i innych) emocji pod dywan. Oczekuje się, żebyśmy swoją obecnością uszczęśliwiały innych, bez poszanowania tego, kim jesteśmy i przez co przechodzimy.

Domyślam się, że to po części z tego faktu wynika wyobrażenie, że gdyby kobiety miały większy wpływ na to, jak zarządzany jest świat, to byłoby „pięknie” i „wesoło”. Jest to kolejny przykład na idealizowanie i gloryfikowanie kobiet oraz utrwalanie jednowymiarowego obrazu tego, kim są – lub kim być powinny, żeby wszystkim było dobrze.

IV. Kobieta-zbawicielka

– Co by było, gdyby światem rządziły kobiety?
– „Świat byłby w końcu piękny, nie byłoby wojen, nie byłoby agresji. Mam nadzieję… (śmiech).
– „To ja byłbym najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
– „Może w końcu byłby porządek. taki jak się należy (śmiech).

tenor (2)

Nie wątpię, że pod wpływem wszechobecnego w ostatnim czasie trendu wychwalania kobiet pod niebiosa i życzeniowego myślenia, dotyczącego naszej – rzekomej – głębokiej inteligencji emocjonalnej, empatii, tolerancji czy dobroci, również ja w pierwszym odruchu mogłabym powiedzieć, że gdyby przy władzy były kobiety, byłoby mniej agresji, więcej akceptacji itp.

Tylko…tylko gdy myślę o wielu z najbliższych mi kobiet – czy to w rodzinie, czy wśród znajomych, czy w gronie szeroko rozumianych współpracowników na przestrzeni lat – wcale nie widzę osób głęboko szczęśliwych, odczuwających spokój wewnętrzny, niestosujących agresji, dojrzałych emocjonalnie czy biorących odpowiedzialność osobistą za swoje zachowania. Podobnie jest, gdy spojrzę w lustro.

Owszem, mamy w sobie dużo energii, entuzjazmu, ciepła i miłości, ale jesteśmy równocześnie uwikłane w wiele obciążających nas układów, nawyków i odruchów. Przechodzimy depresje, bywamy zagubione i agresywne, krytykujemy siebie i innych, często kierowane jesteśmy strachem, współtworzymy toksyczne relacje, reagujemy z noszonych w sobie traum, przekazując je (w różnym stopniu) innym.

Oczywiście nie oznacza to, że jako istoty ludzkie nie mamy w sobie głębokich pokładów inteligencji emocjonalnej, empatii, tolerancji czy dobroci, jednak u większości z nas cechy te zostały wykorzenione lub zakopane grubą warstwą agresywnej i nieempatycznej kultury oraz stosem niezdrowych doświadczeń w naszych rodzinach, szkołach, społecznościach czy miejscach pracy.

Cudowne jest to jak wiele i wielu z nas dochodzi do miejsca, w którym świadomie zaczyna pracować z tym, co nam i innym nie służy. Jesteśmy pokoleniem, które ma czas, świadomość i narzędzia do tego, żeby rozpuszczać i rozplątywać toksyczną spuściznę kulturową, religijną, polityczną, gospodarczą i społeczną, którą otrzymaliśmy w prezencie w dniu narodzin.

Równocześnie jestem głęboko przekonana, że nie jesteśmy w stanie w świecie zewnętrznym stworzyć jakości, których nie mamy ugruntowanych w sobie. Wypracować grupowo i na dłuższą metę wzorców i mechanizmów, wedle których nie żyjemy na co dzień. To właśnie dlatego wszelkie rewolucje i nagłe zamachy stanów skazane są na porażkę i po niedługim czasie wszystko wraca do normy. Jedyne co się zmienia to nazwa, twarz czy filozofia, które firmują stary system działania.

Dopóki więc osoby rządzące – obojętnie jakiej płci – nie odrobią swojej mentalnej i emocjonalnej pracy domowej, nie mamy co liczyć na pokój, spokój i porządne rządy. Bycie kobietą nic tutaj nie zmienia.

V. Kobieta-antidotum na głupotę mężczyzny

– Co by było, gdyby światem rządziły kobiety?
– „Świat byłby o wiele lepszym miejscem, tak mi się wydaje. Kobiety cechują się większą empatią i wrażliwością, a także bardziej trzeźwym osądem sytuacji. Nie dają ponieść się męskim instynktom.

Dh

Z pierwszymi dwoma przekazami spotkaliśmy się już wcześniej, ale to ostatnie zdanie tej wypowiedzi zrobiło na mnie największe wrażenie.

Nie dają ponieść się męskim instynktom.

Po pierwsze, jakie to są „męskie instynkty”? A po drugie, dlaczego ich „męskość” z góry oznacza, że są niedobre, niepożądane, nieempatyczne, nieracjonalne? Dlaczego mężczyznom, podobnie jak temu co męskie, z góry przypisuje się zło?

I nie mówię tu o uwarunkowaniach kulturowych ani o tym, w jakich wzorcach obecnie funkcjonujemy, tylko o ludziach, którzy w nie zostali włożeni. Bardzo łatwo jest pominąć to rozróżnienie, ponieważ pozwala nam to znaleźć wroga winnego naszych krzywd czy chłopca do bicia. I mam wrażenie, że – w pewien sposób – dokładnie to zaczynamy kolektywnie i publicznie robić z chłopcami i mężczyznami.

Zamiast krytykować wypaczone wzorce i toksyczną definicję męskości, a także dostrzegać ich tragiczny wpływ na wszystkie płci, nadajemy facetom łatkę złych, niepokojowych, nieczułych. Upupiamy ich mówiąc, że nie są w stanie zapanować nad swoimi zapędami, równocześnie tym samym usprawiedliwiając popełniane przez nich zbrodnie. W obu przypadkach zabieramy im sprawczość, godność i dojrzałość.

Odbieramy im społecznie prawo do wyrażania emocji, do wrażliwości, do nie bycia nieomylnymi, a potem krytykujemy ich za brak empatii, pęd do władzy czy agresję. Przypisujemy te przywary mężczyznom, ale pomyślcie chwilę: czy nie macie w swoim otoczeniu nieempatycznych lub agresywnych kobiet?

Agresja ma wiele twarzy. Wiem o tym dobrze, bo niestety sama często ją stosuję, na wiele różnorodnych sposobów: podszczypliwe uwagi, wpędzanie w poczucie winy, przemocowy język, podnoszenie głosu, karanie ciszą, manipulacje i szantaże emocjonalne, brak bezpośredniej, szczerej i otwartej komunikacji, atak w chwili strachu lub bólu. To wszystko wyrazy agresji, którą krzywdzimy zarówno siebie, jak i innych.

Równocześnie z upupianiem i demonizowaniem mężczyzn, kobietę traktuje się jako swoiste antidotum na brak dojrzałości czy odpowiedzialności facetów. Tym samym, po raz kolejny, nakładając na nią jeszcze większą presję bycia idealną oraz oczekując, że będzie wykonywać robotę obojga. W ten sposób kobiecie odbiera się prawo do popełniania błędów, nieodpowiedzialności, przeżywania emocji czy prezentowania i wyrażania tych cech charakteru, które w naszej kulturze okrzyknięto „męskimi”.

I tu wracamy do kobiety-supermanki, która ze wszystkim da sobie radę, zawsze stanie na wysokości zadania i posprząta bałagan zrobiony przez niesfornego faceta. Mało tego, jeszcze go nawróci i wyprowadzi na prostą, wszystko to robiąc z uśmiechem na twarzy i radością w sercu. Czy to brzmi jakkolwiek zdrowo i zrównoważenie?

VI. Kobieta-konsumentka: ciuchy, torebki, kosmetyki

– Co by było, gdyby światem rządziły kobiety?
– „Miałybyśmy cały czas jakieś wyprzedaże, to na pewno.

tenor (3)

Może żart, może ciche marzenie, może po prostu pierwsze, co przyszło do głowy. Niezależnie od swojego pochodzenia, stwierdzenie to wyraża jeden z moim zdaniem najbardziej toksycznych, krzywdzących i odmóżdżających przekazów kulturowych, którymi bombardowane są kobiety od najmłodszych lat. I ten, dla którego najbardziej brakuje mi cierpliwości.

Lalki, bajki, kolorowanki, kreskówki.

Filmy, seriale, magazyny.

Youtube, portale, reklamy.

Wszędzie dziewczynka i kobieta – nadal! – sprowadzane są do roli wyfiołkowanej sroki, zbierającej kolejne świecidełka.

Co by było, gdyby przestać kobietom wpajać nieustanną trwogę o to, jak wyglądają i wmawiać im, że nieustannie muszą kupować kolejne rzeczy, dzięki którym będą ładniejsze, atrakcyjniejsze, bardziej pożądane i poważane?

Gdyby magazyny tzw. kobiece zamiast przypominać płatne katalogi sprzedażowe, zaczęły wyglądać jak czasopisma dla myślących, przewidujących, dyskutujących, interesujących, dociekliwych, zaangażowanych i sprawczych kobiet? Gdybyśmy na łamach tego, co „kobiece” rozmawiały o rzeczach naprawdę dla nas i dla tego świata ważnych?

I bynajmniej nie mówię tu o kompletnym wyrzekaniu się dbałości o wygląd fizyczny czy estetykę tego, w co się ubieramy czy czym się otaczamy. Chodzi mi o nie zawężanie roli, zainteresowań i aspiracji kobiety do wyglądu czy upolowania najnowszej kolekcji na wyprzedaży.

Co by było, gdybyśmy zamiast spędzać dzień na stresowaniu się niemalże każdą częścią swojego ciała (wielkość porów na skórze, kształt łuku brwi, długość i grubość rzęs, odcień policzków, kolor szkliwa zęba, kształt uszu, krzywizna nosa, błysk włosa, kolor paznokcia, ilość cellulitu, szpara między udami, gładkość pięty, płaski brzuszek, jędrny cycek, zgrabny tyłek, wyćwiczony biceps, aksamit na dłoni…), zaczęły zajmować się polityką, gospodarką, biznesem, samorozwojem?

Co by było, gdyby światem rządziły kobiety?

Jakie kobiety? – powraca do mniej jak bumerang.

Przypadkowe?
Mam przeczucie, że byłoby z grubsza to samo. Być może jedynie atakowane, dyskredytowane i dyskryminowane byłyby trochę inne grupy ludzi i wartości niż teraz, ale to tyle.

Świadome i dojrzałe?
Mam głęboką nadzieję, że przede wszystkim nie rządziłyby same. Czyli tak naprawdę nie byłyby to rządy kobiet, a mądrych, doświadczonych i odpowiedzialnych ludzi, przedstawicieli wszystkich płci, wyznań, grup zawodowych, religijnych i społecznych. Inkluzywność, różnorodność, odmienność – te trzy wartości widzę jako jedne z głównych wspieranych i praktykowanych w kontekście tworzenia struktur władzy. Dialog, wymiana doświadczeń, komunikacja bez przemocy – te trzy narzędzia widzę jako podstawę wzajemnej edukacji i otwierania się na innych. Tak na poziomie rządu i administracji, jak i codziennego życia jednostki.

Zresztą tak samo widzę rządy świadomych i dojrzałych mężczyzn. Potwierdzeniem tej wizji jest to, w jaki sposób już teraz funkcjonują oni w przestrzeni publicznej: stają po stronie poszkodowanych, torują dyskryminowanym drogę do bycia wysłuchanymi, promują pluralizm wzorców,zwracają uwagę na swoje przywileje i wykorzystują swoją pozycję do wprowadzania zmian na rzecz innych.

I takich rządzących – jakiejkolwiek płci – sobie i Wam życzę.

_ _ _ _ _

Jaka odpowiedź na to pytanie pojawiła się w Was?
Bardzo jestem ciekawa!


Materiał ten powstał w ramach projektu Las w Nas.

las w nas laswnas.com baner banner magda bębenek piotr horzela

 

  1. Nie piszę tutaj o ekstremalnych sytuacjach – z takimi nie miałam osobiście do czynienia  i nie śmiałabym udawać, że wiem, jak sobie z tym poradzić.

Wskakuj na newsletter, żeby nie przegapić kolejnych artykułów:

* Zapisując się do newslettera, wyrażasz zgodę na przesyłanie Ci informacji o nowych tekstach, projektach, produktach i usługach. Zgodę możesz wycofać w każdej chwili, a szczegóły związane z przetwarzaniem Twoich danych osobowych znajdziesz w polityce prywatności.

Share on FacebookTweet about this on TwitterGoogle+