Słyszeliście lub pomyśleliście kiedyś, że ludzie są zbytnimi egoistami, żeby żyć bardziej odpowiedzialnie lub świadomie? Zdarzyło Wam się tak powiedzieć o samych sobie? Z czym kojarzy się Wam aktywizm?
Któregoś dnia znajomy odwoził mnie do domu. Kiedy już podjechaliśmy na miejsce, zahaczyliśmy w rozmowie o temat socjalu i roli państwa w życiu obywatela. Ja: za wydajnym i działającym systemem socjalnym; znajomy: za niewtrącaniem się państwa w życie jednostki oraz niemarnotrawieniem jego pieniędzy.
Dłuższy czas zajęło nam dojście do tego, że tak naprawdę zgadzamy się zarówno co do zakresu socjalu, który chcielibyśmy widzieć, jak i zakresu wtrącania się państwa w nasze życie, na który byśmy z chęcią przystali. Po chwili weszliśmy jednak na tematy szeroko rozumianego aktywizmu i zaangażowania w społeczne i ekologiczne tematy, co postawiło nas w zupełnie innych pozycjach – tym razem już bez znalezienia wspólnego mianownika.
Punktem kulminacyjnym naszej rozmowy (oraz momentem swoistego oświecenia, które zainspirowało ten tekst i moje zrozumienie opisanych w nim treści) były jego wyjaśnienia w temacie tego, dlaczego skupia się tylko i wyłącznie na swoim życiu i swoim szczęściu, bez działania na rzecz „szerszego dobra”. Parafrazując:
„Podziwiam to, jak szeroko patrzysz na te sprawy, ale ja tak nie mam. Może to zabrzmi źle, ale ja jestem w tym przypadku egoistą. Nie obchodzi mnie to, co się dzieje i nie chcę się tym zajmować. Kiedy widzę niektóre z rzeczy, które mają miejsce, robi mi się bardzo smutno, to jest ogromny bagaż emocjonalny. Ja go nie chcę dźwigać i się tym dołować, więc się od tego wszystkiego odcinam. Wolę myśleć, że wszyscy są tak szczęśliwi jak ja.
Poza tym ja świata nie zbawię. Przecież i tak nic z tym wszystkim nie mogę zrobić, więc wolę się w te tematy nie zagłębiać. Jeśli wiem, że moi znajomi czy bliscy potrzebują pomocy, to oczywiście zrobię, co w mojej mocy, ale na więcej wpływu nie mam. Mam tylko jedno życie i chcę je dobrze przeżyć. Chcę być szczęśliwy i dobrze spędzać czas, który jest mi dany na tej planecie.”
Kiedyś wypowiedź ta by mnie mocno wytrąciła z równowagi i zdenerwowała. A jednak teraz bardzo dobrze go rozumiałam i nie zamierzałam przekonywać do zmiany nastawienia. Was też nie, jeśli się z nim zgadzacie. Chcę za to podzielić się swoimi przemyśleniami i opisać, co poruszyła we mnie jego wypowiedź.
Rozumiem taką postawę z dwóch powodów.
Po pierwsze, od kiedy kilka lat temu zaczęłam ze zwiększoną uwagą i częstotliwością zagłębiać się w tematy dotyczące stanu środowiska naturalnego czy społeczeństwa globalnego, zaczęłam nosić na swoich barkach ogromny ciężar. Jak już wspominałam w swoich poprzednich tekstach, przeszłam już – i nadal w różnym stopniu przechodzę – różne etapy: ogromnego załamania, gniewu, wkurwienia, irytacji, bezsilności, beznadziei, zawodu.
Był okres, gdy byłam cyniczna, sceptyczna, krytyczna. Zaczęłam stronić od ludzi. Czułam się niezrozumiana, wyalienowana, nieprzystosowana do życia.
Trzy lata temu tak mocno przechodziłam ten proces, że nie byłam w stanie patrzeć na przedmioty nam dostępne, nie widząc ich wpływu na środowisko czy ludzi, którzy je wyprodukowali. Nie mogłam przestać rozmyślać nad marnotrawstwem zasobów naturalnych. Nie umiała poradzić sobie z wszechobecnym nakręcaniem i umacnianiem zgubnych nawyków konsumpcyjnych, które potęgują globalne kryzysy, z którymi się teraz mierzymy.
Widząc w sierpniu nad morzem truskawki wielkości małych mandarynek, nie potrafiłam podzielać zachwytów znajomej nad tym, jakie piękne owoce się jej trafiły. Widziałam jedynie napompowane, bezsmakowe produkty, których wytworzenie i dostarczenie w to miejsce (pewnie z Grecji czy Hiszpanii) było obciążające dla środowiska, a konsumpcja nie dostarczała ani doznań smakowych, ani wartości odżywczych.
Oj, nie byłam wtedy najlepszym i najradośniejszym kompanem, również dla samej siebie. Chyba po raz pierwszy w życiu przestałam czerpać przyjemność z przebywania z ludźmi, luźnych rozmów i zawierania nowych znajomości.
Dwa lata temu nie byłam w stanie mówić o obecnej sytuacji na świecie i kierunku, w którym zmierzamy bez rozgrzewającego krew gniewu czy lecących po policzku łez bólu i bezradności. Dodatkowo czułam się zupełnie osamotniona w procesie, przez który przechodziłam. Nie wyglądało na to, żebym miała wspólne tematy do rozmów (i wynikającego z nich działania) z większością znanych mi osób. Moje poglądy – a w dużej mierze i sposób ich wyrażania – były powodem nieustannych sprzeczek i konfliktów z ówczesnym partnerem.
Zresztą obecnie – mimo bycia w zupełnie innym miejscu – również miewam momenty, w których czuję się zupełnie na uboczu społeczeństwa, w którym żyję i które współtworzę. Chwilami mi to przeszkadza, rodzi poczucie dużego smutku i osamotnienia. Bywa, że rozglądam się wokół siebie i przez głowę przemyka mi ciche „ignorancja to błogosławieństwo…”. Zastanawiam się wtedy, jakby to było, gdybym o tym wszystkim nie myślała?
Gdyby – jak dawniej – nowy ciuch z sieciówki był tylko nowym ciuchem, a nie całym łańcuchem procesów i naczyń powiązanych: Jak został wyprodukowany? Z czego? Gdzie i przez kogo? Ile ta osoba zarobiła? Ile wody zużyto? Ile szkodliwych substancji wykorzystano? Dlaczego czuję, że potrzebuję kupić n-dziesiątą koszulkę? W jaki sposób ją reklamują i co ten przekaz robi ze mną i innymi ludźmi?
I rozumiem, że ktoś, w ten czy w inny sposób przeczuwając tę emocjonalną i mentalną kolejkę górską, nie chce się na nią zdecydować.
Drugim powodem zrozumienia postawy znajomego jest to, że przez kilka lat byłam w związku z kimś, kto ma takie samo podejście do sprawy. Ba! Przecież sama je miałam przez zdecydowaną większość życia, zanim splot różnych okoliczności doprowadził do tego, że zaczęłam naprawdę widzieć, czuć i rozumieć to, co dookoła mnie.
Kiedy słyszałam słowa znajomego czułam się, jakbym słyszała innych bliskich mi ludzi. Czułych, kochających, wspierających i dobrych ludzi, którzy jednocześnie wybierają nie angażować się w sprawy wychodzące poza ich najbardziej bezpośrednie otoczenie. Czy to oznacza, że oni są egoistami, a ja nie?
AKTYWIZM vs. EGOIZM
Tak, szersze otworzenie oczu, serca i umysłu na to, co się dzieje na naszej planecie było ciężkim, bolesnym i skomplikowanym procesem. Nadal nim jest. Światopogląd i styl życia, które mi towarzyszyły przez prawie trzydzieści lat nagle przestały spełniać moje potrzeby i stały się niezgodne z wyznawanymi przeze mnie wartościami. Zaczęły mnie uwierać, zmusiły do spotkania z niewygodnymi prawdami i zakwestionowania rzeczy, które do tej pory uważałam za słuszne.
Tak, przyznanie się do tego, że i ja przykładam rękę do tego, co tak mnie boli na tym świecie nie jest łatwe. Wymaga zrzucenia z oczu klapek, które – z wygody? z braku świadomości? z poczucia winy? – sami sobie nakładamy. Wiem, że przyjemniej i wygodniej jest nadal żyć tak jak nas nauczono i wierzyć, że wszystko jest i będzie ok. Powtarzać sobie, że to nie nasz problem i że nie do nas należy jego rozwiązanie.
Może się wydawać, że ktoś, kto chce uniknąć powyższego i decyduje się przymknąć na to wszystko oczy jest egoistą. Tylko czy jest tak naprawdę?
Zacznijmy od początku, czyli od definicji egoizmu. Znaleźć ich można kilka. Wybrałam tę, która moim zdaniem jest najbardziej obiektywna – nie ocenia egoizmu, nie piętnuje go, ani nie krytykuje. Wychodząc od łacińskiego ego – „ja”, stwierdza po prostu:
- egoista: człowiek przedkładający własny interes nad dobro innych
(SJP PWN)
- egoizm: postawa życiowa nacechowana dbałością, wyłącznie lub przede wszystkim, o własne (bądź osób najbliższych) dobro
(Encyklopedia PWN)
Jak powiedział mój znajomy, egoistą jest osoba, która przymyka oczy i odcina się od tego, co się dzieje na świecie.
Przymyka oczy na to, że obecne systemy gospodarcze i polityczne napędzają degradację środowiska naturalnego oraz pogłębiają niesprawiedliwości społeczne. Na to, że dostawcy usług i produktów, z których korzystamy przyczyniają się do tego samego. Na to, że ludzie u władzy niegospodarnie zarządzają publicznymi pieniędzmi, podpisują niekorzystne dla nas – obywateli – umowy i nie bronią naszych praw, tylko praw międzynarodowych korporacji i biznesu.
Przymyka oczy na to, że marnotrawione są nieodnawialne zasoby naturalne, bez których nie przeżyją jego potomkowie. Na to, że system pomocy socjalnej jest niewydolny, nie inwestuje się wystarczająco w edukację, służbę zdrowia i rozwój nauki. Na to, że zamiast zwiększać dobrobyt przeciętnego obywatela, przekazujemy nasze podatki na kolejne wille i wojny, a także pokrywamy z nich luki w budżecie, wynikające z braku opodatkowania „największych graczy”.
Przymykając oczy na to, co się dzieje, pozwalamy innym ludziom, w imię ich niepohamowanych ambicji oraz chęci coraz to większego zysku, m.in.:
– zatruwać wodę, którą pijemy i w której się kąpiemy,
(rzeki, jeziora, oceany)
– zubożać glebę, w której wyrastają warzywa i owoce, które jemy,
– zanieczyszczać powietrze, którym oddychamy,
– niszczyć dziewicze rejony planety, które dają nam tlen, lekarstwa, pożywienie,
(głównie pod hodowlę bydła, wydobycie ropy, uprawę ziemi)
– truć zwierzęta, których mięso spożywamy,
– narażać się na choroby spowodowane zakupem produktów pełnych substancji, które są szkodliwe dla naszego organizmu i środowiska naturalnego.
Dodatkowo pozwalamy, by pełni strachu i zrodzonej z niego nienawiści ludzie – z powodu kompleksów, dla satysfakcji i poczucia wyższości, a czasem i w imię korzyści materialnych – dyskryminowali innych przez wzgląd na ich kolor skóry, wyznanie, pochodzenie, orientację seksualną czy płeć.
Pozwalamy pozostawiać bez opieki tych, którzy sami nie mogą o siebie zadbać i umacniamy uprzywilejowaną pozycję tych, którzy mieli szczęście urodzić się w dobrej rodzinie czy w dobrym czasie i miejscu na świecie. Zakładamy tym samym, że nam noga się nigdy nie podwinie i nie znajdziemy się w takiej sytuacji – podobnie jak nasi najbliżsi.1
Czy brak działania i odcięcie się od tego, co się dzieje na świecie, robi z nas egoistę?
Nie.
Bo egoista dba o własny tyłek.
A dbanie o stan środowiska naturalnego, sprawiedliwość społeczną, jakość sprzedawanych nam produktów czy kondycję społeczeństwa obywatelskiego w naszym kraju jest niczym innym jak dbaniem o własny tyłek.
Egoista nie zgodzi się na to, żeby ktoś go truł, okradał i oszukiwał. Podniesie głos, gdy ktoś go lekceważy i źle traktuje. Chce, żeby jego rodzinie wiodło się dobrze, żeby dzieci miały wszystko, co najlepsze, żeby bliscy byli bezpieczni i zadbani.
Nie tylko tu i teraz, i nie tylko wtedy, gdy wszystko idzie w życiu świetnie, a również za 10 czy 20 lat oraz niezależnie od sytuacji, w której się znajdą. Brak zaangażowania w przeciwdziałanie temu, co na dłuższą metę robi krzywdę nam i naszym ukochanym nie jest moim zdaniem egoizmem – jest jego przeciwieństwem.
Przychodzi do mnie inne słowo: konformista. Podczas gdy egoista dba o siebie i o to, co mu bliskie, konformista godzi się na wszystko, co robią inni.
- konformista: osoba podporządkowująca się normom (także tym, których nie uważa za słuszne) obowiązującym w grupie społecznej, do której należy
(SJP PWN)
- konformizm: zmiana zachowania lub opinii jednostki zgodnie z naciskiem grupy
(Encyklopedia PWN)
„Kiedy widzę niektóre z rzeczy, które mają miejsce, robi mi się bardzo smutno, to jest ogromny bagaż emocjonalny.” powiedział. Skoro na myśl o zadziewających się procesach robi nam się bardzo smutno to znaczy, że nie są one z nami zgodne. Jeśli w obawie przed znalezieniem się poza grupą społeczną, do której należymy, przymykamy na coś oczy i wmawiamy sobie, że się nie dzieją („Wolę myśleć, że wszyscy są tak szczęśliwi jak ja.”), nie jesteśmy egoistami, a konformistami.
I tu dochodzimy do drugiego pojęcia, które w masowej świadomości jest moim zdaniem równie niezrozumiane i wypaczone, co egoizm: aktywizm.
- aktywizm: czynna postawa wobec życia
(SJP PWN)
Co ciekawe, definicja słowa „aktywista” to nie osoba o czynnej postawie wobec życia, czego można by się spodziewać po powyższym, a:
- aktywista: bardzo aktywny członek jakiejś organizacji
(SJP PWN)
W sferze publicznej, gdy mowa o aktywizmie, nie ma się na myśli czynnej postawy wobec życia, a właśnie o przynależność do jakiejś organizacji pozarządowej lub ruchu społecznego i aktywne uczestnictwo w promowaniu ich ideologii. Jednak ja, w swoim rozumieniu tego, czym jest aktywizm i kim jest aktywista, jestem zdecydowanie bliższa słownikowej definicji pierwszego z tych słów.
Oczywiście kuszące jest dojście do wniosku, że „czynna postawa wobec życia” to tylko taka, która charakteryzuje się dużą świadomością, wolą i sprawczością jednostki. Łatwo poprzestać na tym, że „czynnie” budują swoje życie tylko ci, którzy wytaczają przez nie własne ścieżki. Tylko ci wybrańcy, którzy są na tyle pewni siebie, by spełniać marzenia i żyć po swojemu.
Jednak to nieprawda.
Bo czynną postawę wobec życia ma każdy, kto oddycha. Każdy, kto czyni. Każdy, kto podejmuje decyzje i wynikające z nich działanie. A z kolei każdy z tych wyborów i ich efektów ma wpływ na to, jak wygląda rzeczywistość, w której żyjemy. Gdy się więc nad tym zastanowić, można dojść do wniosku, że aktywistą jest tak naprawdę każdy z nas. Bo każdy z nas podejmuje decyzje, których skutki kreują nasz świat.
Oczywiście jedni mają – przynajmniej z pozoru – większe pole manewru niż inni. Jedni robią to bardziej świadomie, inni mniej. Jedni mają przestrzeń i komfort tego, by roztrząsać swoje decyzje i ich szersze konsekwencje, inni nie. Nie zmienia to jednak faktu, że każdy kto żyje współtworzy systemy, w których żyje.
Co więc zrozumiałam w trakcie tej rozmowy ze znajomym?
EGOIZM = AKTYWIZM
Jeśli naprawdę dbam o siebie, swój interes i dobrobyt moich bliskich, wyrabiam w sobie czynną postawę do działania, które pomaga mi tę troskę realizować. Jeśli naprawdę ważne są dla mnie moje szczęście, zdrowie czy spokój – działam tak, by je sobie zapewnić.
Dlatego mój szeroko rozumiany aktywizm: świadoma konsumpcja, niestandardowa kariera, wyłamywanie się ze społecznie namaszczonych i narzuconych wzorców, podróże i nauka od ludzi z całego świata, dzielenie się swoimi przemyśleniami i doświadczeniami w tekstach, filmach, podczas warsztatów i wystąpień – wszystko to jest niczym innym jak wyrazem mojego egoizmu.
Nie edukuję się, nie drążę niewygodnych tematów i nie stawiam się w opozycji do obowiązującego status quo z altruizmu czy wyższych pobudek, a z egoizmu właśnie. Z chęci życia autentycznego i zgodnego z moimi wartościami oraz z chęci korzystania z wszystkich benefitów, płynących z życia w zdrowym i zadbanym środowisku naturalnym.
A Ty? Czy też jesteś egoist(k)ą?
Zdjęcie tytułowe: Ekipa KOKOworld
- Tylko czy którakolwiek osoba bezdomna, nie mogąca podjąć pracy zarobkowej (chociażby z powodu opieki nad dzieckiem z niepełnosprawnością czy innym, wymagającym stałej opieki, członkiem rodziny) lub uzależniona dorastała, w ten sposób planując swoją przyszłość? ↩
Wskakuj na newsletter, żeby nie przegapić kolejnych artykułów:
* Zapisując się do newslettera, wyrażasz zgodę na przesyłanie Ci informacji o nowych tekstach, projektach, produktach i usługach. Zgodę możesz wycofać w każdej chwili, a szczegóły związane z przetwarzaniem Twoich danych osobowych znajdziesz w polityce prywatności.